Modele rozliczeń reklamy internetowej – wyjaśniamy najważniejsze pojęcia

Model rozliczeń w kampaniach internetowych może w dużej mierze zadecydować o tym, czy osiągniesz wyniki, czy też przepalisz budżet bez wyraźnego efektu. W gąszczu skrótów typu CPC, CPM, CPA, CPL czy ROAS łatwo się pogubić – zwłaszcza jeśli dopiero zaczynasz swoją przygodę z e‑marketingiem. 

Świadomość różnych form rozliczeń przydaje się podczas planowania i prowadzenia kampanii online. Jeśli nie wiesz, za co dokładnie płacisz (czy za kliknięcie, czy za pozyskanie leada, czy może za tysiąc wyświetleń), trudno Ci będzie ocenić, czy Twoje wydatki przekładają się na realne korzyści. 

Warto wiedzieć, że nie każdy model rozliczeń sprawdzi się w każdej branży. Inaczej do sprawy podejdzie mały sklep internetowy, który walczy o każdą konwersję, inaczej agencja oferująca usługi premium, a jeszcze inaczej firma stawiająca na duże kampanie wizerunkowe.  

Dodatkowym plusem jest to, że znając mechanikę rozliczeń, łatwiej zapanować nad swoim budżetem. Możesz w przemyślany sposób ustalać stawki, testować różne warianty i w porę reagować, gdy zauważysz, że któryś model nie przynosi oczekiwanych rezultatów. Mówiąc wprost: płacisz za efekt, którego naprawdę potrzebujesz, a nie za przypadkowe kliknięcia czy wyświetlenia. 

Modele rozliczeń reklamy internetowej – kluczowe skróty i ich znaczenie 

CPC (Cost Per Click) 

CPC, czyli Cost Per Click, to jeden z najbardziej rozpoznawalnych i popularnych modeli płatności. Wybierając go, reklamodawca płaci tylko wtedy, gdy użytkownik kliknie w reklamę. Model ten jest szczególnie powszechny w kampaniach Google Ads lub na Facebooku. 

Dlaczego tak wiele firm stawia na CPC? Otóż to podejście wydaje się wyjątkowo uczciwe: płacisz wyłącznie za działanie użytkownika, który realnie był zainteresowany Twoją treścią na tyle, by w nią kliknąć. Z drugiej strony, stawki za klik mogą być dość wysokie w branżach z silną konkurencją (np. w ubezpieczeniach czy finansach), co oznacza, że musisz starannie optymalizować słowa kluczowe i kreacje reklam, aby konwersje rzeczywiście pokrywały koszt kliknięć. 

Jeśli chcesz obniżyć CPC, możesz m.in. poprawić wskaźnik CTR (Click-Through Rate) – wyższy CTR daje sygnał platformie (Google, Facebook), że reklama jest trafna dla odbiorców, co może obniżyć koszty kliknięcia. Ważna jest też jakość strony docelowej (tzw. landing page), którą odwiedza użytkownik po kliknięciu. Im bardziej adekwatna do treści reklamy, tym korzystniejsze warunki uzyskasz w systemie aukcyjnym. 

CPM (Cost Per Mille) 

CPM to Cost Per Mille, czyli płatność za każde tysiąc wyświetleń reklamy. W praktyce oznacza to, że jeśli ustalisz stawkę np. 5 zł za CPM, to po wyświetleniu się reklamy 1000 razy Twoje konto zostanie obciążone właśnie tą kwotą. Ten model bywa szczególnie popularny w kampaniach wizerunkowych, nastawionych głównie na dotarcie do szerokiego grona odbiorców. 

W modelu CPM nie płacisz za interakcję, a za samą ekspozycję reklamy. Idealnie sprawdza się to np. przy promocji nowych linii produktów, eventów czy kampaniach brandingowych.  

Jeśli Twoim celem jest zbudowanie rozpoznawalności marki, a niekoniecznie pozyskanie leadów od razu, CPM może być dobrym rozwiązaniem. Należy jednak pamiętać, że możesz zapłacić za masę wyświetleń, a wciąż nie mieć pewności, czy użytkownicy w ogóle klikną w reklamę.  

CPA (Cost Per Action) 

CPA, czyli Cost Per Action, to model, w którym płacisz wyłącznie za określone działanie (akcję) użytkownika. Może to być rejestracja, pobranie pliku, wypełnienie ankiety czy nawet zakup. Przykładem jest system Google Ads w strategiach automatycznych, gdzie dążysz do określonego kosztu pozyskania konwersji (CPA) i Google automatycznie dostosowuje stawki w aukcji, by osiągnąć wyznaczony cel. 

To właśnie w kampaniach CPA popularne staje się pojęcie „performance marketing” – marketing nastawiony na wynik. Dlatego CPA jest często stosowany przez doświadczonych marketerów w branżach, gdzie łatwo zdefiniować mierzalną konwersję. Wybierając ten model, możesz kontrolować wydatki bardziej precyzyjnie – płacisz w końcu za realny efekt. Minusem bywa jednak to, że stawki za akcję w bardzo konkurencyjnych branżach mogą być wysokie, a uzyskanie stabilnego CPA wymaga precyzyjnej optymalizacji i dobrze zaplanowanych lejków sprzedażowych. 

CPL (Cost Per Lead) 

CPL (Cost Per Lead) to nieco podobny wariant do CPA, lecz tu nacisk kładzie się na pozyskanie danych kontaktowych potencjalnego klienta. Najczęściej występuje w kampaniach, gdzie leadem jest np. wypełnienie formularza przez użytkownika zainteresowanego usługą. Taki model jest szczególnie lubiany w sektorach B2B czy w branży edukacyjnej, gdzie ścieżka decyzyjna klienta bywa dość długa, a głównym celem kampanii jest zbudowanie bazy kontaktów do dalszej współpracy. 

Atut CPL polega na tym, że płacisz dopiero wtedy, gdy użytkownik zdecyduje się podać swoje dane, potwierdzając wyraźne zainteresowanie Twoją ofertą. Jeśli generujesz sporo leadów, ale mało z nich finalnie zostaje klientami, to sygnał, że musisz popracować nad działaniami sprzedażowymi lub poprawić follow-up. 

ROAS (Return on Ad Spend) 

ROAS (Return on Ad Spend) to wskaźnik określający, jaki przychód uzyskałeś z określonej kwoty wydanej na reklamę. Dla przykładu: jeśli wydałeś 1000 zł i wygenerowałeś 4000 zł ze sprzedaży, to Twój ROAS wynosi 400%. Ten wskaźnik bywa kluczowy w e-commerce, gdzie każda złotówka włożona w kampanię powinna możliwie szybko się zwrócić (najlepiej z zyskiem). 

Narzędzia takie jak Google Ads pozwalają ustawić strategię licytacji docelowego ROAS. Wówczas system automatycznie optymalizuje stawki za klik, by osiągnąć założony procentowy zwrot z nakładów. To przydatna opcja dla sklepów internetowych, które mają dobrze skonfigurowaną analitykę i wiedzą, jak wygląda ich marża na poszczególnych produktach. Wysoki ROAS oznacza efektywne kampanie, a niski – konieczność optymalizacji (np. poprawa ścieżki zakupowej lub lepsze targetowanie reklam). 

CPO (Cost Per Order) 

CPO (Cost Per Order) to wariant, w którym płacisz za faktyczne zamówienie złożone w Twoim sklepie internetowym. Brzmi jak marzenie każdego sprzedawcy, prawda? Tyle tylko, że w praktyce nie zawsze jest to łatwe do osiągnięcia – wymaga bowiem, by platforma reklamowa śledziła cały proces zakupowy, a Ty miał(a) dobrze skonfigurowaną analitykę. Mimo to, dla zaawansowanych e-commerce, CPO bywa świetnym wskaźnikiem do określenia rentowności. 

CPV (Cost Per View) 

CPV (Cost Per View) stosuje się głównie w reklamach wideo, np. na YouTube Ads. Tu płacisz za obejrzenie filmu reklamowego przez użytkownika (zazwyczaj przez co najmniej 30 sekund). Taki model sprawdza się w kampaniach nastawionych na storytelling i budowanie zaangażowania wizualnego. Jeśli Twoja firma tworzy angażujące treści wideo, CPV pozwoli  

COS (Cost of Sale) 

COS (Cost of Sale) to wskaźnik, który – podobnie jak ROAS – koncentruje się na koszcie pozyskania sprzedaży. Tylko że jeśli ROAS mówi, ile przychodu generuje 1 zł wydana na reklamę, to COS mówi, jaki procent przychodu przeznaczasz na reklamę. Dla firm, które wolą patrzeć na procentowe koszty reklamy w stosunku do generowanego obrotu, COS może być bardziej intuicyjny niż ROAS. 

Jak dobrać model rozliczeń do celów kampanii? 

Nie istnieje jedno „najlepsze” rozwiązanie, bo wszystko zależy od celu kampanii. Jeśli kluczowe jest ściągnięcie ruchu na stronę – CPC będzie logicznym wyborem. Jeśli bardziej interesuje Cię świadomość marki (np. podczas wprowadzania nowego produktu na rynek), to stawiasz na CPM. Kiedy z kolei liczą się wyłącznie leady, definicje typu CPL lub CPA okazują się najtrafniejsze. 

Wspomnijmy też o specyfice branży: 

  • E-commerce – tu króluje wskaźnik ROAS (Return on Ad Spend), bo możesz wprost przeliczyć wydane złotówki na przychód sklepu. 
  • Usługi B2B – lead jest zwykle kluczowy, więc CPL (Cost Per Lead) lub CPA (Cost Per Action) może okazać się rozwiązaniem idealnym, bo płacisz za kontakt potencjalnie zainteresowanej osoby. 
  • Aplikacje mobilne – często stosuje się CPI (Cost Per Install), płacąc za każde pobranie aplikacji. 

Dzięki takim strategicznym podejściom możesz dopasować model rozliczeń do konkretnych celów i realiów danej branży. Ważne, by stale testować, a później analizować dane, które jasno powiedzą, czy postawiony cel faktycznie udało się zrealizować. 

Testuj i obserwuj – to złota zasada, szczególnie gdy nie jesteś pewien, który model zadziała u Ciebie najlepiej. Zacznij od małej kampanii, monitoruj wskaźniki skuteczności (np. CTR, konwersję, koszt na pozyskany wynik), a następnie wprowadzaj drobne modyfikacje, by znaleźć „sweet spot” w licytacji i formacie reklam. 

Unikaj najczęstszych błędów, takich jak brak precyzyjnego celu kampanii czy przypadkowe wybranie modelu rozliczeń. Pamiętaj: dobór odpowiedniego skrótu (CPC, CPA, CPM itd.) ma bezpośrednie przełożenie na Twoje wyniki. Jeśli kampania stoi w miejscu, warto przeanalizować, czy nie została przydławiona przez źle dobrany modelu. 

Jak obniżyć koszty reklamy i poprawić wyniki? 

Optymalizacja reklam pod CPC 

Jeśli działasz w modelu CPC, szczególną wagę przywiązuj do CTR (Click-Through Rate). Im wyższy CTR, tym sygnał dla Google czy Facebooka, że Twoja reklama jest atrakcyjna, co może obniżyć koszt kliknięcia. Ponadto zawsze kontroluj landing page, na który trafia użytkownik – musi być spójny z treścią reklamy. Np. jeśli promujesz konkretny produkt, nie wysyłaj ludzi na stronę główną, tylko na szczegółową podstronę produktu. Taka logika zmniejsza współczynnik odrzuceń i podnosi jakość oceny przez system reklamowy. 

Jak poprawić efektywność kampanii CPA? 

Kiedy pracujesz w modelu CPA, kluczowe jest, by ściśle określić, jaka akcja ma być opłacona: wypełnienie formularza, zakup subskrypcji czy pobranie e‑booka. Zadbaj, aby samo wykonanie akcji było maksymalnie proste (minimalna liczba pól w formularzu, przejrzysta struktura strony), a tym samym rośnie szansa na konwersję. Takie drobne zmiany wpływają na obniżenie realnego kosztu akcji. 

ROAS w e-commerce 

Dla wielu sklepów internetowych najważniejszym celem jest rentowność. Dlatego ROAS (Return on Ad Spend) staje się tutaj wyrocznią – pokazuje, ile złotych zyskujesz z każdej zainwestowanej złotówki w reklamę. Jeśli Twój ROAS nie przekracza 100%, to znak, że kampania przynosi straty. Często wystarczy lepsze dopasowanie słów kluczowych (by uniknąć przepalania budżetu na ogólne frazy), poprawa grafiki produktowej czy wprowadzenie cross‑sellingu, by ROAS poszybował w górę. 

Jak testować modele rozliczeń? 

Najlepszym sposobem jest podejście iteracyjne. Zaczynasz od jednego modelu (np. CPC), sprawdzasz wyniki przez określony czas (tydzień, dwa tygodnie), analizujesz koszty i efekty. Następnie możesz przejść na inny, np. CPM, by sprawdzić, czy w przypadku kampanii wizerunkowej nie da to lepszych rezultatów. Pamiętaj, że każde nowe ustawienie wymaga pewnego czasu na „rozgrzanie” kampanii, więc bądź cierpliwy i oceniaj efekty w dłuższej perspektywie. 

Pamiętaj, że najskuteczniejsze kampanie to te, które są ciągle optymalizowane i testowane. Nie bój się eksperymentować z różnymi formami rozliczeń i analizować wyników – to prosta droga do obniżenia kosztów i osiągnięcia lepszych rezultatów.  

Ile kosztuje reklama w Google Ads i co na to wpływa? 

System reklamowy Google Ads pozwala firmom różnej wielkości docierać do konkretnych grup odbiorców, umieszczając ich reklamy w wyszukiwarce, serwisie YouTube lub na stronach partnerów. Jeśli sam rozważasz inwestycję w Google Ads, z pewnością nurtuje Cię pytanie: „Ile to właściwie kosztuje?” Być może słyszałeś odpowiedź: „to zależy” – i choć to nie brzmi przesadnie konkretnie, niestety jest w tym sporo prawdy. Koszty faktycznie zależą od wielu czynników – od branży, zasięgu Twojego biznesu, ilości promowanych usług lub produktów, sezonowość, przez konkurencję, aż po sposób prowadzenia kampanii. 

Dodatkowo koszt reklamy Google Ads nie jest sztywny i ustalany odgórnie. Zamiast tego kwota ta przelicza się w aukcjach (licytacjach), w których jednocześnie bierze udział wielu reklamodawców konkurujących o te same słowa kluczowe lub zainteresowanie jednakowych odbiorców. 

Jak to dokładnie wygląda? W tym wpisie przybliżę kluczowe kwestie dotyczące sposobu działania aukcji w Google Ads, wpływu budżetu na efektywność oraz praktyczne wskazówki, jak zaplanować swoje wydatki. Postaram się nie tylko wyjaśnić, skąd biorą się koszty, ale również co zrobić, by były one rozsądne, a inwestycja przekuła się w realne zyski. 

Skąd właściwie bierze się koszt reklamy w Google Ads? 

Idea aukcji reklamowych 

Wyobraź sobie taką sytuację: użytkownik wpisuje w wyszukiwarce „buty do biegania sklep internetowy”. Dziesiątki lub setki firm chcą, by to właśnie ich link znalazł się na górze strony z wynikami, bo to oznacza większą szansę na kliknięcie i sprzedaż. Google włącza więc mechanizm licytacji. 

Każda firma deklaruje, ile jest gotowa zapłacić za jedno kliknięcie w reklamę (tzw. CPC – cost per click). Algorytm porównuje nie tylko te kwoty, ale i inne czynniki (o nich za chwilę), by zdecydować, kto zajmie które miejsce w płatnych wynikach wyszukiwania. Możesz więc nie zaoferować najwyższej kwoty, a mimo to wygrywać w rankingu reklam, jeśli inne elementy wypadną na korzyść Twojej reklamy (np. jakość). 

Quality Score, czyli wskaźnik jakości 

Jednym z kluczowych czynników decydujących o tym, kto i za ile się wyświetli, jest Wskaźnik Jakości (Quality Score). Google przyznaje każdej reklamie (i stronie docelowej) pewną ocenę – najczęściej w skali 1–10 – określając, na ile Twoja oferta pasuje do intencji użytkownika i zapewnia mu dobre doświadczenie: 

  • CTR (click-through rate) – stosunek kliknięć do wyświetleń reklamy, w uproszczeniu współczynnik pokazujący czy ludzie chętnie klikają w Twoją reklamę  
  • Dopasowanie do słowa kluczowego – czy w tekście reklamy wyraźnie odnosisz się do tego, czego szuka użytkownik? 
  • Jakość strony docelowej – czy strona, na którą trafia osoba po kliknięciu, jest przejrzysta i faktycznie związana z wyszukiwanym hasłem? 

Im wyżej Google oceni te elementy, tym lepszy Twój Wskaźnik Jakości. A im wyższa jakość, tym niższy finalny koszt kliknięcia. To rodzaj nagrody za starania: Google promuje reklamy, które uznaje za przydatne i wartościowe. 

Ad Rank, czyli wynik decydujący o miejscu 

Kolejnym ważnym wskaźnikiem jest Ad Rank. To z grubsza iloczyn maksymalnej kwoty, jaką chcesz zapłacić za kliknięcie (np. 2 zł), i Twojego Wskaźnika Jakości. Jeśli Ad Rank konkurenta jest wyższy, on znajdzie się nad Tobą w wynikach. Możesz jednak przeskoczyć kogoś z większym budżetem, jeśli Twój Ad Rank okaże się wyższy dzięki dobrej jakości reklamy i strony docelowej. 

Co kryje się pod pojęciem „koszt za kliknięcie” (CPC)? 

CPC – cost per click – to najpopularniejszy model rozliczania się z Google. Płacisz wyłącznie wtedy, kiedy użytkownik rzeczywiście kliknie w Twoją reklamę. Nie płacisz więc za wyświetlenia czy pozostałe interakcje (co odróżnia CPC od np. CPM, gdzie płaci się za 1000 wyświetleń). 

Możesz ustawić np. maksymalny CPC na poziomie 3 zł. Jeśli Twoja reklama będzie miała wysoki wynik jakości, możliwe, że realnie za kliknięcie zapłacisz mniej – Google często pozwala zapłacić tylko tyle, by pokonać kolejnego licytującego, ale bez wykorzystywania w pełni Twojego limitu. 

Przykład: Załóżmy, że zadeklarowałeś stawkę 3 zł, a kolejny konkurent ustawił 2 zł przy gorszej jakości reklamy. Być może realny koszt kliknięcia to 2,20 zł – tyle, byś wygrał z konkurentem, który daje 2 zł, ale jest gorzej oceniany przez system. 

Poznaj inne modele rozliczeń reklamy internetowej 

Budżet minimalny – czy da się wystartować z małym kapitałem? 

Możliwe, że słyszałeś plotki, iż do kampanii w Google Ads potrzeba wielkich sum. To nie zawsze prawda. Przy niektórych biznesach (np. lokalnych usługach) da się zacząć nawet z niewielkim budżetem – byleby Twoja strategia była przemyślana i celowała w ściśle określoną grupę odbiorców. 

Precyzyjne targetowanie 

Im mniejszy masz budżet, tym bardziej kluczowe jest, byś trafiał do właściwych osób. Zamiast ustawiać reklamy na cały kraj czy na ogólne słowa kluczowe, możesz: 

  • Wybrać konkretne lokalizacje (np. obręb kilku kilometrów wokół Twojej restauracji czy gabinetu stomatologicznego). 
  • Wybrać bardzo konkretne frazy (np. „naprawa telefonów Samsung Wrocław” zamiast „naprawa telefonów”). 
  • Ustawić pory dnia, w których Twoi klienci najchętniej szukają usług/produktów (harmonogram reklam). 

Jaka kwota dziennie wystarczy? 

Przyjmijmy, że mówimy o lokalnej firmie, która nie ma szerokiej oferty, a tym samy nie potrzebuje rozbudowanej struktury kampanii. 

Zakładając, że kliknięcie kosztuje średnio 2-4 zł można zacząć już z budżetem 40 zł dziennie co zapewni 10-20 kliknięć dziennie.  

Musisz jednak wiedzieć, że współczesne kampanie opierają się na analizie użytkowników, ich zachowań i generowanych przez nich konwersjach (np. zakup, wypełnienie formularza itp.). Im mniej mamy odwiedzających stronę tym gorsze dane będziemy posiadać. Istotne jest więc, byś w zebrał wystarczającą liczbę kliknięć w sensownym czasie.   

Gdy budżet jest zbyt mały i uzyskasz np. 5 kliknięć na dobę to trudno wtedy o szybkie wnioski czy dobrą optymalizację. 

Osobiście rekomenduję zaczynanie kampanii od ok 100 zł dziennie, co umożliwia prowadzenie kilku typów kampanii jednocześnie.  

W jaki sposób zaplanować budżet? 

Załóżmy, że chciałbyś wygenerować 30 kliknięć dziennie. Według prognoz Planera słów kluczowych Google średni koszt kliknięcia to np. 2 zł. Prosty rachunek mówi, że przy 30 kliknięciach dziennie zapotrzebowanie to 60 zł na dobę. 

Jeśli jednak wolisz mniejszą skalę – np. 15 kliknięć dziennie – to 30 zł. Oczywiście to tylko wzór poglądowy, bo realne koszty mogą być wyższe lub niższe, w zależności od słów kluczowych, wskaźnika jakości, sezonu, ruchu konkurencji itd. 

Zaczynaj od najważniejszych produktów/usług 

Jeśli masz bogatą ofertę, nie musisz w pierwszym miesiącu promować wszystkiego. Być może 80% twoich przychodów generuje 20% produktów. Skup się na nich, a resztę dodawaj stopniowo, gdy budżet na to pozwoli. 

Pamiętaj o różnych formach kampanii 

Poza tradycyjnymi reklamami w wyszukiwarce (Search) istnieją także: 

  • Kampanie produktowe (PLA; Shopping) – przeznaczone dla e-commerce, wyświetlają zdjęcia i ceny produktów w wynikach wyszukiwania. 
  • Sieć reklamowa (Google Display Network) – banery na stronach partnerskich Google, docierające do szerszego, często mniej „zdeterminowanego” grona. 
  • Remarketing – przypominanie się osobom, które już odwiedziły Twoją stronę. Może być emitowany w różnych kanałach ekosystemu Google (wyszukiwarka, sieć reklamowa, YouTube) 

Warto zachować równowagę i sensownie poukładać kampanie. Np. te o szerszym zasięgu (Display, wideo) mogą pracować na początkowym etapie lejka marketingowego i przyciągać nowych ludzi, a kampanie w wyszukiwarce mogą koncentrować się na osobach szukających już konkretnego rozwiązania a tym samym bliskich zakupu. 

Czynniki wpływające na koszty reklam w Google Ads 

Czynnik Omówienie 
Słowa kluczowe i konkurencja   Niektóre frazy są tańsze, bo niewiele firm chce się na nie reklamować. Inne – np. „ubezpieczenia samochodowe” – są oblegane i zapłacisz za nie nawet kilkadziesiąt zł za kliknięcie.  Wybór mniej ogólnych, a bardziej sprecyzowanych fraz (tzw. „long-tail”) może zmniejszyć koszt i zwiększyć trafność. 
Branża   Sektor finansowy, prawniczy, medyczny – tam zwykle stawki są wysokie. Jeśli działasz w branży, gdzie ROI (zwrot z inwestycji) bywa duży (np. sprzedajesz nieruchomości), możesz się spodziewać, że stawki CPC też będą większe. 
Sezonowość   Przed świętami, Black Friday, wakacjami – skoki popytu na reklamy są nieuniknione. Budżety reklamodawców rosną, więc i koszty kliknięć szybują w górę.  Możesz to uwzględniać, planując kampanie z wyprzedzeniem. 
Lokalizacja   Duże miasta, np. Warszawa, mogą mieć stawki wyższe niż obszary mniej zurbanizowane.  Precyzyjne targetowanie (np. określenie promienia wokół sklepu) pozwala nie marnować budżetu na kliknięcia od ludzi, którzy i tak by do Ciebie nie przyjechali. 
Zarządzanie harmonogramem reklam   Możesz ustawić, że reklamy wyświetlają się tylko w godzinach otwarcia Twojego punktu lub w porach, gdy klienci najchętniej dokonują zakupów.  Takie ograniczenie godzinowe może z jednej strony zmniejszyć liczbę kliknięć (i łączny koszt), a z drugiej strony – zwiększyć trafność (bo nie płacisz za kliknięcia poza realnym zasięgiem działań). 
Jakość stron docelowych   Jeśli strona, na którą kierujesz ruch, jest mało przejrzysta, powolna czy nie pasuje do obiecywanej treści, to Google obniży Twój Wskaźnik Jakości, a tym samym podniesie koszt kliknięcia.  Staranne dopracowanie landing page to prosty sposób na oszczędności. 
Sposób prowadzenia i optymalizacji konta   Systematyczne audyty, sprawdzanie wyników, wyłączanie słów kluczowych, które nie konwertują – to klucz do utrzymania kosztów w ryzach.  Brak optymalizacji = automatyczne wydawanie pieniędzy na średnio skuteczne lub nietrafione kliknięcia. 

Kampania reklamowa Google Ads w praktyce: małe wskazówki 

  • Zacznij spokojnie: Nie ma sensu rzucać całego budżetu naraz. Lepiej zacząć od testowych kampanii i obserwować, co działa. 
  • Daj czas na naukę algorytmowi: Google Ads potrzebuje chwili (kilku dni, czasem tygodni), aby „nauczyć się” optymalnej emisji. Nie wyciągaj pochopnych wniosków po 24 godzinach. 
  • Monitoruj wyniki: Patrz na wskaźniki CTR, konwersje (sprzedaż, leady), nie tylko na liczbę kliknięć. Kliknięcia bez konwersji nie zawsze mają sens. 
  • Eksperymentuj z kreacjami reklamowymi: Czasem drobna zmiana nagłówka czy opisu zwiększa CTR i obniża koszt. 
  • Rozważ remarketing: Bywa tańszy i często skuteczniejszy, bo przypomina się ludziom, którzy już kojarzą Twoją markę. 

Czy inwestycja w Google Ads się opłaca? 

Takie pytanie pojawia się często. Można by rzec: „Tak, jeśli się przyłożysz”. Bo Google Ads może natychmiast sprowadzić Ci klientów gotowych kupić, ale może też szybko spalić Twój budżet, jeśli podejdziesz do tematu mało starannie. 

Zalety systemu Google Ads

  • Reklamy mogą pojawić się od razu na szczycie wyników. 
  • Precyzyjne targetowanie słów kluczowych, lokalizacji, godzin emisji. 
  • Szczegółowa analityka – wiesz, co działa, a co nie. 
  • Skalowalność – jeśli widzisz, że Twoja kampania jest rentowna, możesz zwiększyć budżet, by dotrzeć do większej liczby osób. 

Warunki sukcesu

  • Regularne optymalizowanie i kontrolowanie wydatków. 
  • Dobranie właściwych słów kluczowych i grup docelowych. 
  • Dobra, czytelna i dopasowana strona docelowa (Landing Page). 
  • Duża korelacja pomiędzy słowami kluczowymi, tekstami reklam i zawartością strony dcelowej.  
  • Sensowny budżet i zrozumienie, że trzeba czasu, by kampania nabrała rozpędu. 

Najczęstsze błędy popełniane przy zarządzaniu kosztami 

  1. Oczekiwanie cudów bez testów: Jedna kampania z minimalnym budżetem i zerową optymalizacją nie da ci miarodajnych wniosków. 
  2. Zbyt szerokie dopasowanie słów kluczowych: Np. używanie dopasowania ogólnego („buty” zamiast „buty do biegania męskie Warszawa”). W efekcie trafiasz na wiele nieadekwatnych zapytań. 
  3. Nierealne podejście do budżetu: Chcesz konkurować w branży z kosmiczną konkurencją, ale dysponujesz 10 zł dziennie – to może być frustrujące i mało efektywne. 
  4. Brak prawidłowego śledzenia konwersji: Jeśli nie wiesz, które słowa kluczowe faktycznie przekładają się na sprzedaż, możesz wyrzucać pieniądze w błoto. 
  5. Ignorowanie sezonowości i pory roku: Np. pomijasz fakt, że w okolicach świąt rośnie konkurencja i trzeba odpowiednio zwiększyć budżet lub zmodyfikować stawki. 

Jak zacząć? 

  1. Ustal swoje cele: Czy chcesz budować świadomość marki, czy generować sprzedaż? Różne cele = różne podejścia do kampanii. 
  2. Oceń konkurencję: Sprawdź, jakie stawki CPC wstępnie proponuje Planer słów kluczowych. 
  3. Zacznij od testu: Uruchom kampanię na niewielkim obszarze bądź w wąskiej grupie produktów. 
  4. Analizuj i optymalizuj: Sprawdzaj, które słowa kluczowe, reklamy i godziny najlepiej konwertują. Wyklucz te, które nie przynoszą efektów. 
  5. Rozbudowuj się stopniowo: Jeśli widzisz, że kampania daje zysk, dołóż kolejne grupy reklam, słowa kluczowe czy lokalizacje. 

Przykład: mały lokalny biznes 

Załóżmy, że masz kawiarnię w Krakowie i chcesz zacząć reklamę w Google Ads. W takim wypadku nie musisz kierować reklamy na całą aglomerację  – wystarczy określony obszar (np. promień 3 km wokół kawiarni). Możesz ustawić stawki CPC na poziomie 1–2 zł, licząc, że uzyskasz 10–20 kliknięć dziennie, co przełoży się na wydanie ok. 300–600 zł w miesiącu. 

Może to być wystarczające, by przyciągnąć więcej klientów z okolicy, szczególnie jeśli dopasujesz przekaz do kontekstu, np. „świeże ciasta” czy „darmowe wi-fi”. Jeżeli okaże się, że jest zapotrzebowanie i ruch rośnie, możesz zwiększyć budżet i testować inne słowa kluczowe (np. „kawiarnia z ogródkiem w Krakowie”). 

Czy reklama w Google Ads jest dla Ciebie? 

Jeśli chcesz docierać do użytkowników, którzy aktywnie szukają rozwiązania (np. produktu, usługi), Google Ads może być dobrym rozwiązaniem. Trzeba jednak pamiętać, że potrzebne są odpowiednia wiedza i plan. Samo ustalenie wysokiej stawki za kliknięcie nie wystarczy – bo można wydać dużo i nie zobaczyć efektów. Z kolei zbyt mały budżet, rozproszony na wiele słów kluczowych, może sprawić, że dane będą szczątkowe i trudne do interpretacji. 

Jak widzisz naprawdę możesz dostosować inwestycję do własnych możliwości i celów, pod warunkiem że właściwie podejdziesz do optymalizacji. Jeśli zrobisz to dobrze, Google Ads może okazać się jednym z najskuteczniejszych kanałów generowania sprzedaży lub kontaktów. Dlatego warto, byś spróbował – nawet z niewielkim budżetem – i stopniowo rozwijał kampanię, obserwując, jakie rezultaty przynosi. Odpowiednia strategia, testy i analiza danych pozwolą Ci znaleźć złoty środek między wydatkami a zyskiem. 

Czym jest i do czego służy Google Tag Manager? 

Jeśli prowadzisz biznes online, wiesz, jak duże znaczenie ma skuteczna analityka. Każda kampania marketingowa, strategia SEO czy optymalizacja doświadczeń użytkownika (UX) opierają się na danych. Ale co zrobić, gdy chcesz dodać kolejne kody śledzenia (np. Google Analytics czy Meta Pixel) i za każdym razem musisz prosić programistę o wklejenie kolejnych fragmentów JavaScript? Rozwiązaniem jest Google Tag Manager (GTM).

Google Tag Manager to potężne, a zarazem darmowe narzędzie od Google, które upraszcza zarządzanie kodami śledzenia na stronach internetowych. Co to jest Google Tag Manager? To system zarządzania tagami, który pozwala na łatwe dodawanie, edytowanie i zarządzanie fragmentami kodu bez konieczności ingerencji w kod źródłowy strony. Do czego służy Google Tag Manager? Dzięki niemu możesz implementować różne rozwiązania analityczne – od podstawowego Google Analytics po niestandardowe skrypty, takie jak śledzenie kliknięć w przycisk „Kup teraz” czy analizy scrollowania strony. Nie wymaga to edycji kodu źródłowego za każdym razem, gdy pojawia się nowa potrzeba. GTM pomaga zaoszczędzić czas, daje większą kontrolę nad analityką i ogranicza ryzyko błędów, bo wszystkie tagi konfigurujesz w jednym, intuicyjnym panelu.

Co to jest Google Tag Manager?

Google Tag Manager (GTM) to bezpłatne narzędzie od Google, które służy do zarządzania tagami. Tagi te to niewielkie fragmenty kodu – skrypty, które pozwalają zbierać informacje o użytkownikach Twojej strony oraz komunikować się z zewnętrznymi usługami, takimi jak Google Ads, Meta Pixel czy LinkedIn Insight Tag.

Zanim GTM wszedł do powszechnego użytku, każda firma musiała ręcznie wdrażać narzędzia analityczne i marketingowe bezpośrednio w kodzie źródłowym witryny. Chciałeś dodać Google Analytics? Trzeba było wkleić odpowiedni skrypt. Potrzebowałeś remarketingu na Facebooku? Kolejny kod do umieszczenia w plikach HTML. Chciałeś zmienić moment wywołania tego kodu? Czekała Cię ponowna edycja i testy. W praktyce oznaczało to częste modyfikacje plików źródłowych, zaangażowanie programistów oraz ryzyko konfliktów między poszczególnymi skryptami.

Google Tag Manager rewolucjonizuje ten proces, oddając w ręce marketerów i właścicieli firm intuicyjny interfejs, w którym można centralnie zarządzać całym środowiskiem tagów. Nie ma potrzeby grzebania w kodzie – wystarczy jeden fragment JavaScript (tzw. kod kontenera GTM) wklejony w odpowiednie miejsce na stronie. Od tej pory GTM przejmuje zarządzanie wszystkimi tagami, a Ty możesz w przejrzystym panelu decydować, jakie kody mają się uruchamiać oraz w jakich sytuacjach.

To ogromne uproszczenie procesu analitycznego: łatwiejsze testowanie, brak niepotrzebnej korespondencji z działem IT i możliwość szybkiego reagowania na potrzeby kampanii marketingowych. Jeśli zależy Ci na dynamicznym rozwoju, bez spowalniania działań przez złożone procedury wdrożeniowe, GTM okaże się nieocenionym wsparciem.

Zastosowanie Google Tag Managera to oszczędność czasu i pieniędzy, zwłaszcza dla mniejszych i średnich firm, które nie dysponują dużymi zespołami deweloperskimi. Nie musisz angażować programistów za każdym razem, gdy chcesz coś zmienić w konfiguracji kodu śledzenia. Wszystkie tagi, wyzwalacze i zmienne masz pod ręką, a w razie potrzeby możesz testować zmiany w trybie podglądu, zanim wprowadzisz je na produkcję.

Dlaczego warto korzystać z Google Tag Managera?

Wdrażanie Google Tag Managera to nie tylko kwestia wygody. To również realna przewaga nad konkurencją, bo dzięki GTM możesz w bardziej elastyczny sposób zarządzać informacjami o zachowaniach użytkowników. W efekcie masz dostęp do szybszej i bardziej precyzyjnej analizy, co przekłada się na lepsze decyzje dotyczące kampanii reklamowych, pozycjonowania czy usprawnień w interfejsie strony.

Co daje nam GTM:

  1. Oszczędność czasu: nie musisz już pisać maili do działu IT z prośbą o wklejenie kolejnego kodu na stronę. Samodzielnie wprowadzasz nowy tag w panelu GTM, a efekty możesz zobaczyć w ciągu minut.
  2. Większa kontrola: masz wgląd w całą strukturę tagów Twojej witryny, co zmniejsza ryzyko chaosu. możesz zmieniać harmonogram uruchamiania kodów, wyłączać je tymczasowo lub modyfikować w zależności od akcji użytkownika.
  3. Lepsza wydajność strony: GTM ładuje skrypty asynchronicznie, co oznacza, że strona nie musi czekać na załadowanie każdego pojedynczego skryptu. Twoi użytkownicy widzą szybciej załadowaną witrynę, a Ty nie ryzykujesz utraty konwersji przez irytujące opóźnienia.
  4. Integracja z narzędziami marketingowymi: GTM obsługuje szereg popularnych tagów, w tym Google Analytics, Google Ads, Meta Pixel, LinkedIn Insight Tag, Hotjar, a nawet niestandardowe skrypty JavaScript. Dzięki temu możesz centralnie zarządzać wieloma źródłami danych bez rozdrabniania się na różne panele.
  5. Możliwość testowania i debugowania: Google Tag Manager wyposażony jest w narzędzie podglądu (tzw. Preview Mode), które pozwala testować nowe tagi i reguły na żywej stronie, ale niewidoczne dla użytkowników. To olbrzymie ułatwienie, bo minimalizuje błędy i niedoróbki, które mogłyby wpłynąć na jakość danych czy stabilność strony.

Czym są kontenery w Google Tag Manager?

Kontenery w Google Tag Managerze to sedno całego systemu. Można je porównać do swoistego „repozytorium” – miejsca, w którym przechowywane są wszystkie tagi, wyzwalacze i zmienne związane z Twoją witryną (lub aplikacją). Kiedy zakładasz konto w GTM, otrzymujesz unikalny fragment kodu JavaScript, który należy wkleić do Twojej strony (najczęściej w sekcji i ). Od tego momentu, to kontener przejmuje kontrolę nad zarządzaniem skryptami śledzenia.

Dzięki kontenerowi GTM wklejanie kodów z różnych narzędzi wykonujesz w jednym panelu konfiguracyjnym. Co więcej, GTM oferuje wersjonowanie – gdy wdrażasz nowe tagi, tworzona jest nowa wersja kontenera. Jeśli więc przypadkowo coś zepsujesz, możesz cofnąć się do poprzedniej wersji i przywrócić stabilną konfigurację.

Warto podkreślić, że do jednego kontenera możesz wrzucić wiele różnych tagów. Nie jest tak, że musisz posiadać osobny kontener do Google Analytics, a inny do Facebooka czy LinkedIna. Wręcz przeciwnie – integracja w jednym miejscu pozwala skuteczniej nimi zarządzać.

A co, jeśli zarządzasz kilkoma projektami i chcesz uporządkować dane? W takiej sytuacji możesz mieć osobne kontenery dla każdej domeny lub aplikacji, a każdy z nich będzie posiadał własny kod i własną konfigurację.

Kiedy zdecydujesz się na wdrożenie GTM, zauważysz, że w panelu pojawia się zakładka „Konta”. W każdym koncie można utworzyć wiele kontenerów. Najczęściej jednak mamy do czynienia z sytuacją: jedno konto – jeden kontener, przypisany do konkretnej witryny. Całością zarządzasz z poziomu przeglądarki: dodajesz tagi, ustalasz reguły aktywacji (wyzwalacze) i konfigurujesz zmienne. Po publikacji zmian kontener się aktualizuje i od tego momentu Twoja witryna działa w oparciu o nową konfigurację.
W praktyce stosowanie jednego kontenera na każdej domenie to najprostszy i najbardziej logiczny model dla większości firm. Jednak dla bardziej złożonych organizacji, z dużą liczbą projektów, można eksperymentować z bardziej zróżnicowanymi strukturami. Ważne jest to, że kontenery GTM oferują centralne, przejrzyste i wersjonowalne miejsce do przechowywania i obsługi skryptów śledzenia.

Co to są tagi w Google Tag Manager?

Tagi to fragmenty kodu, które pozwalają na monitorowanie zachowań użytkowników, śledzenie konwersji i gromadzenie danych w różnych narzędziach marketingowych.

Tagi mają szerokie zastosowanie. Możesz ustawić tag zbierający dane o otwieranych podstronach, aby sprawdzić popularność poszczególnych treści. Możesz też skonfigurować tag, który uruchamia się tylko wtedy, gdy użytkownik kliknie w konkretny przycisk (np. rejestracja, pobranie e-booka). Zaawansowani marketerzy wykorzystują tagi do śledzenia scrollowania strony, wypełnienia formularza czy nawet odtworzeń wideo. Każdy z tych elementów jest kluczowy, gdy chcesz zrozumieć, jak użytkownicy angażują się w Twoją witrynę i co ostatecznie przekonuje ich do konwersji.

Przydatne jest to, że Google Tag Manager dostarcza także gotowe szablony tagów, tzw. built-in tags. To znaczy, że jeśli chcesz dodać Google Analytics 4, Meta Pixel czy LinkedIn Insight Tag, wystarczy wybrać odpowiednią opcję z listy i wprowadzić podstawowe informacje (np. identyfikator konta). GTM automatycznie wygeneruje kod i wstawi go do Twojej strony. Oszczędzasz czas i minimalizujesz ryzyko błędów, bo nie musisz samemu pisać żadnych linijek JavaScript.

Rodzajów tagów jest wiele, ale w praktyce można je podzielić na kilka głównych kategorii:

  • Tagi analityczne – np. Google Analytics, który śledzi odwiedziny, współczynnik odrzuceń, czas spędzany na stronie i wiele innych parametrów.
  • Tagi reklamowe – Google Ads Conversion Tracking, Meta Pixel, Bing Ads i inne. Służą do rejestrowania konwersji oraz optymalizacji kampanii reklamowych.
  • Tagi remarketingowe – pozwalają na tworzenie list odbiorców, którzy odwiedzili Twoją stronę, byś mógł do nich kierować spersonalizowane komunikaty.
  • Tagi niestandardowe – to skrypty, które możesz stworzyć lub wprowadzić samemu, np. do analizy scrollowania, klikalności przycisków czy integracji z usługami firm trzecich (Hotjar, Crisp Chat itp.).

Co to są wyzwalacze w Google Tag Manager?

Wyzwalacze (ang. triggers) to mechanizm, który pozwala ustalić, kiedy i pod jakimi warunkami określony tag ma się uruchomić. Jeżeli tagi to „agenci” zbierający dane, to wyzwalacze są „sygnałami startowymi”. Przykładowo, możesz chcieć zarejestrować konwersję tylko wtedy, gdy użytkownik kliknie w przycisk „Kup teraz”. W takim wypadku tworzysz wyzwalacz oparty na kliknięciu w dany element DOM strony, a GTM uruchomi stosowny tag (np. Google Ads Conversion Tracking).

W Optima Media niejednokrotnie wdrażaliśmy monitorowanie zaangażowania użytkowników w czytanie artykułów na stronach klientów. Ustawialiśmy wyzwalacz, który rejestruje scrollowanie do 50% długości strony. Gdy odwiedzający przewinie artykuł do połowy, GTM wywołuje tag, który rejestruje zdarzenie w Google Analytics. Takie podejście pozwala nam zmierzyć, jak wartościowe dla czytelników są publikowane treści, a nie tylko czy w ogóle w nie kliknęli.

Przykłady wyzwalaczy, które możesz spotkać w GTM:

  • Page view (wczytanie strony) – tag uruchamiany automatycznie po wejściu na stronę.
  • Click – tag aktywowany w momencie kliknięcia w dany element, np. przycisk, link, obrazek.
  • Scroll depth – rejestracja, do jakiego poziomu użytkownik przewinął stronę.
  • Form submission – śledzenie wysłania formularza kontaktowego, newslettera czy rejestracji na webinar.
  • Custom event – własne zdarzenie np. user_logged_in czy checkout_completed, w zależności od logiki Twojej aplikacji.

Co to są zmienne w Google Tag Manager?

Zmienne w GTM to element, który umożliwia dynamiczne działanie tagów i wyzwalaczy, czyniąc Twoją analitykę bardziej precyzyjną i dostosowaną do indywidualnych potrzeb biznesu. Wyobraź sobie, że chcesz śledzić kliknięcia w różne przyciski, ale każdy z nich posiada inny tekst. Dzięki zmiennej Click Text, GTM może rozróżnić, który konkretnie przycisk został naciśnięty. Oznacza to, że w raporcie zobaczysz informacje typu: „Użytkownik kliknął w przycisk Zobacz ofertę” zamiast jedynie „Użytkownik kliknął w jakiś przycisk”.

Zmienne mogą przyjmować rozmaite formy – od stałych (np. identyfikator Twojego konta Google Analytics), przez zmienne wbudowane (np. Page URL, Click Classes), aż po zmienne niestandardowe, definiowane w oparciu o Twoją własną logikę i potrzeby. Dla bardziej zaawansowanych wdrożeń można też korzystać z tzw. warstwy danych (Data Layer), skąd zmienne pobierają informacje o produktach, wartościach koszyka czy typach użytkownika.

Przykłady zastosowania zmiennych:

  • Adres URL strony – jeśli Twoja witryna ma wiele podstron i chcesz różnie traktować każdą z nich, możesz skonfigurować regułę, która w zależności od zmiennej Page URL uruchamia określony tag.
  • Kliknięty tekst – idealne do analizy, który link w menu jest najczęściej wybierany lub które CTA generuje najwięcej interakcji.
  • Nazwa produktu – w sklepach internetowych możesz mierzyć, jakie konkretnie produkty lub kategorie są najczęściej oglądane bądź dodawane do koszyka.
  • User ID – jeśli Twoja strona ma system logowania, możesz rejestrować aktywność konkretnych użytkowników (w anonimowej formie) i monitorować, jak powracają do Twoich usług.

Zastosowanie zmiennych sprawia, że GTM staje się narzędziem nie tylko do prostego wdrażania skryptów, ale także do budowania zaawansowanej strategii analitycznej, opartej na realnych danych i kontekście interakcji użytkowników ze stroną.

Czym jest warstwa danych?

Warstwa danych (ang. Data Layer) to element architektury Google Tag Managera, który pozwala przechowywać i wymieniać informacje pomiędzy stroną internetową a kontenerem GTM. Można ją porównać do pudełka, w którym składasz wszystkie istotne dane na temat bieżącej sytuacji – np. wartości transakcji, nazw produktów, identyfikatorów użytkownika czy fazy lejka sprzedażowego. Gdy GTM potrzebuje pozyskać te dane, zagląda właśnie do warstwy danych i tam odnajduje wszystkie niezbędne informacje.

W tradycyjnym modelu, jeśli chciałeś przesłać do Google Analytics wartość zamówienia, musiałeś modyfikować kod na stronie konwersji i wrzucać tam fragment JavaScript, który odczytywał tę wartość i przekazywał do GA. Z warstwą danych wystarczy, że w momencie dokonania zakupu „wywołasz” w niej zdarzenie (np. purchase), do którego dołączysz informacje takie jak ID transakcji, kwotę, listę kupionych produktów. Następnie GTM, analizując to zdarzenie, może automatycznie uruchomić odpowiedni tag i przesłać dane do Analytics, Ads, czy dowolnego innego narzędzia marketingowego. To znacząco przyspiesza i upraszcza cały proces, minimalizując liczbę miejsc w kodzie, które wymagają zmian.

Czym różni się Google Tag Manager od Google Analytics?

Google Analytics (GA) to platforma do gromadzenia i analizowania danych o ruchu i zachowaniu użytkowników na stronie. Daje wgląd w liczbę odwiedzin, współczynnik odrzuceń, ścieżki konwersji czy profile demograficzne odwiedzających.

Z kolei Google Tag Manager nie zajmuje się analizą danych, lecz zarządzaniem kodami śledzenia, w tym – między innymi – kodem Google Analytics. Innymi słowy, GA to narzędzie do interpretacji statystyk, a GTM to narzędzie do sprawnego wdrażania i konfigurowania skryptów, które te statystyki zbierają.

Google AnalyticsGoogle Tag Manager
narzędzie raportowe i analityczne – to tam zobaczysz, ile osób odwiedziło Twoją stronę, jak długo na niej przebywały, skąd przyszły, co dokładnie kliknęły, jakie ścieżki konwersji przeszły itp. GA daje wgląd w to, co się dzieje i dlaczego.narzędzie do wdrożeń i zarządzania skryptami – tam definiujesz tagi, reguły (wyzwalacze) i zmienne, decydując o tym, jakie dane w ogóle mają trafić do Google Analytics (lub do innych narzędzi). GTM pomaga konfigurować i modyfikować te skrypty bezpośrednio, bez wielokrotnego „grzebania” w kodzie źródłowym Twojej witryny.

Oficjalna pomoc Google Tag Manager.

Audyt E-E-A-T – skontroluj swoją stronę www 

Czy zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego niektóre strony internetowe zdobywają topowe pozycje w Google, mimo że zawartość nie jest pozornie „wyjątkowa”? Odpowiedź może tkwić w E-E-A-T – czterech kluczowych czynnikach, które Google uznaje za fundamenty zaufania i autentyczności. Wielu właścicieli serwisów nawet nie zdaje sobie sprawy, jak ogromną rolę odgrywa wiarygodność w oczach wyszukiwarki. 

E-E-A-T to skrót od Experience (Doświadczenie)Expertise (Ekspertyza)Authoritativeness (Autorytet) oraz Trustworthiness (Wiarygodność). W największym skrócie, Google chce mieć pewność, że treści, które promuje w wynikach wyszukiwania, są tworzone przez ludzi mających realne pojęcie o tym, co piszą (lub mówią), oraz że sama witryna cieszy się uznaniem i budzi zaufanie wśród odwiedzających. Cała ta koncepcja wpisuje się w tzw. Quality Rater Guidelines, czyli zestaw zasad dla osób oceniających wyniki wyszukiwania. Tam właśnie znajdziemy wytyczne, jak Google rozumie doświadczenie autora (czy jest to człowiek, który realnie działa w danej branży?), jego ekspertyzę (czy ma formalne kwalifikacje lub długofalową praktykę?), autorytet (czy inni w branży go cenią?), a także wiarygodność (czy strona spełnia standardy bezpieczeństwa i nie wprowadza użytkowników w błąd?). 

Po co to wszystko? W świecie, w którym treści zalewają internet w zawrotnym tempie, Google nie chce być postrzegane jako narzędzie, które promuje fałszywe lub szkodliwe informacje. Jeśli zaniedbujesz E-E-A-T, ryzykujesz nie tylko spadek pozycji w rankingach, ale i utratę zaufania użytkowników. Ludzie zaczynają coraz uważniej przyglądać się, kto podpisuje się pod artykułami i w jakim celu publikuje daną treść. Brak transparentności rodzi podejrzenia, a stąd już prosta droga do gorszych statystyk odwiedzin i mniejszej konwersji. Dlatego regularny audytw tym obszarze to szansa na długoterminowe korzyści: poprawisz wizerunek firmy, wzmocnisz więź z klientami i – co równie ważne – podniesiesz swoją widoczność w Google. 

Lista kontrolna audytu E-E-A-T 

Experience 

Zacznij od spojrzenia na swoje treści – czy prezentujesz studia przypadków, portfolio udanych projektów albo przykłady realnej działalności? Jeśli np. prowadzisz sklep z kosmetykami naturalnymi, pokaż, że testujesz produkty „na własnej skórze” i masz zaplecze w postaci certyfikowanych ekspertów od pielęgnacji.

A może jesteś agencją marketingową? W takim razie zaprezentuj efekty kampanii, które przeprowadziłeś dla klientów. Najważniejsze, by przekazać, że Twoje opinie i rady nie powstają w próżni, tylko w oparciu o praktyczne doświadczenie. 

Expertise 

Czy autorzy Twoich artykułów mają poparcie w postaci biografii lub wzmianek o zdobytych kwalifikacjach? Mogą to być linki do publikacji naukowych, certyfikaty branżowe czy informacje o udziale w konferencjach specjalistycznych. Dzięki temu użytkownicy (oraz Google) widzą, że stoją za Tobą lub Twoim zespołem osoby z realną wiedzą.

W branżach związanych z medycyną, prawem czy finansami taka ekspertyza bywa kluczowa do zbudowania zaufania. W mniej formalnych obszarach (np. blog lifestyle’owy czy moda) wciąż możesz w prosty sposób wskazać, dlaczego Twoje porady są cenne: pokaż dorobek, kursy, współpracę z innymi uznanymi markami. 

Authoritativeness 

Czy Twoja strona cieszy się estymą w branży? To pytanie warto sobie zadać podczas audytu. Jeśli Twoje treści są regularnie cytowane przez uznane portale, a influencerzy z branży chętnie z Tobą współpracują, to fantastycznie – jesteś na dobrej drodze.

Możesz też wzmacniać autorytet, publikując guest posty na renomowanych witrynach czy pojawiając się w mediach. Linki z zaufanych źródeł i referencje eksperckie potwierdzają, że Twój serwis nie działa w próżni, ale faktycznie wnosi wartość w środowisko. 

Trustworthiness 

Czy użytkownicy ufają Twojej stronie? Nawet najlepsze treści nie uratują Cię, jeśli brakuje podstaw zaufania. Na początek certyfikat SSL to absolutna konieczność – żadna poważna strona nie powinna już działać na http bez szyfrowania. W dalszej kolejności przejrzyj, czy posiadasz przejrzystą politykę prywatności, aktualne informacje o firmie, a także łatwo dostępne dane kontaktowe.

W e-commerce przydaje się regulamin, jasne warunki zwrotów i płatności. W usługach – klarowne cenniki lub przynajmniej wskazówki cenowe. Czym bardziej otwarcie podchodzisz do relacji z klientem, tym większe prawdopodobieństwo, że Google odnotuje Twoją wiarygodność. 

Źródła i linkowanie 

Pokaż, skąd bierzesz informacje. Jeśli powołujesz się na badania naukowe, raporty czy case studies, zawsze umieszczaj do nich linki. Nie tylko wzmacnia to Twój przekaz, ale też sygnalizuje Google, że bazujesz na faktycznych danych, a nie na domysłach.

Dodatkowo nie zapominaj o wewnętrznym linkowaniu – odsyłaj użytkowników do innych wartościowych treści na Twojej stronie, co wspomaga nawigację i utrzymuje odbiorcę na dłużej. 

Opinie klientów i recenzje 

Czy masz sekcję z referencjami? W dzisiejszych czasach znakomita większość osób przegląda opinie przed zakupem produktu czy skorzystaniem z usługi. Jeśli możesz pochwalić się pozytywnymi opiniami na Facebooku, Google Maps czy portalach branżowych (np. Clutch dla usług IT), włącz je do swojej witryny.

Pamiętaj, by unikać „sztucznych” rekomendacji – autentyczność jest kluczem do zbudowania zaufania. Możesz nawet poprosić klientów o krótkie wypowiedzi w formie wideo, by uwiarygodnić swoje sukcesy. 

Aktualność treści 

Czy Twoje artykuły i statystyki nie są z ubiegłego roku (albo, co gorsza, sprzed kilku lat)?
Regularnie aktualizuj materiały – wstaw nowsze dane, popraw przestarzałe linki, usuń fragmenty, które już nie mają zastosowania. Google lubi „świeże” treści, a użytkownicy docenią, że dbasz o precyzyjne informacje. W przypadku szybko zmieniających się branż (np. technologie, e-commerce, marketing) to wręcz nieodzowne. 

Spójność marek i informacji 

Czy wszędzie prezentujesz się tak samo? Jak wyglądają Twoje profile w mediach społecznościowych? Czy opisy, logo i dane kontaktowe są identyczne w stopce strony, w wizytówkach Google i na LinkedIn? Brak spójności, np. inne adresy e-mail czy rozbieżne nazwy firmy w różnych kanałach, może wzbudzić wątpliwości co do Twojej rzetelności. Przy audycie E-E-A-T zwróć szczególną uwagę, by wszelkie kluczowe informacje były zharmonizowane. 

Jak oceniać poszczególne elementy i wprowadzać zmiany? 

Dobrym sposobem jest stworzenie sobie prostej tabeli z elementami audytu (Experience, Expertise, Authoritativeness, Trustworthiness itd.) i ocena w skali 1–5, jak dobrze radzisz sobie w każdym obszarze.

do pobrania: pdf, xlsx

Przykładowo, w kategorii Experience zadaj pytania: Czy prezentujemy na stronie studia przypadków? Czy nasza marka może się pochwalić certyfikatami lub konkretnymi osiągnięciami?. Jeśli odpowiedź jest negatywna, wpisujesz 1 albo 2, a potem planujesz działania naprawcze: „Wprowadzić listę studiów przypadków na blogu” albo „Uzupełnić zakładkę O Nas o nagrody i referencje”.

Jeśli chodzi o samą ocenę Experience autora tekstu, zwróć uwagę na to, czy publikuje on w uznanych portalach, czy brał udział w konferencjach jako prelegent. Może ma na koncie książkę branżową? Posiada tytuły akademickie lub certyfikaty w ramach popularnych programów szkoleniowych? Im więcej solidnych argumentów przemawiających za prawdziwym doświadczeniem, tym wyższa nota. Później wystarczy uzupełnić stronę o te informacje w postaci krótkiego bio, a od razu podniesiesz swój wynik w tym obszarze. 

Pamiętaj też, żeby taki audyt powtarzać co kilka miesięcy. Rzeczywistość online bywa bardzo zmienna – pojawiają się nowe wymagania użytkowników, Google wypuszcza kolejne aktualizacje algorytmów, a branże stale ewoluują. Nie zapominaj też o uwzględnieniu sezonowości, zwłaszcza jeśli działasz w e-commerce: popularność produktów i zachowania klientów potrafią zmieniać się w ciągu roku, więc Twój content także powinien być aktualizowany w rytmie tych zmian. 

E-E-A-T w SEO – co to takiego i dlaczego Google tak bardzo na to stawia? 

Zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego niektóre strony internetowe trafiają na pierwszą stronę Google niemal bez wysiłku, podczas gdy inne – mimo ogromu pracy – tkwią w czeluściach drugiej, trzeciej czy piątej strony wyników? To wcale nie musi być kwestia przypadku ani wyłącznie wysokości budżetu reklamowego. Coraz większe znaczenie ma tzw. E-E-A-T, czyli Experience, Expertise, Authoritativeness, Trustworthiness. 

Brzmi skomplikowanie? Spokojnie – w gruncie rzeczy chodzi o to, by treści były tworzone przez osoby, które faktycznie znają się na tym, co opisują, potrafią udowodnić swoje doświadczenie i budują zaufanie (zarówno wśród odbiorców, jak i algorytmów Google). Właśnie dlatego E-E-A-T stało się kluczowym wskaźnikiem jakości w ocenie stron przez wyszukiwarkę. Kiedyś w pozycjonowaniu dominowały słowa kluczowe i link building. Obecnie, choć wciąż ważne, to one już nie wystarczą. Bez pokazywania doświadczenia i wiarygodności trudno przebić się przez rosnącą konkurencję w sieci. 

Ten artykuł powstał z myślą o osobach, które na co dzień prowadzą biznes online bądź odpowiadają za marketing w małych i średnich firmach. Jeśli chcesz dowiedzieć się, dlaczego Google tak mocno stawia na E-E-A-T i jak w praktyce budować ekspercki wizerunek firmy, zapraszam do dalszej lektury. W kolejnych sekcjach przyjrzymy się każdemu elementowi E-E-A-T z osobna i sprawdzimy, co możesz zrobić już dziś, by poprawić pozycję w wynikach wyszukiwania. 

Czym jest E-E-A-T i skąd się wzięło? 

E-E-A-T to skrót od Experience (Doświadczenie), Expertise (Ekspertyza), Authoritativeness (Autorytet) i Trustworthiness (Wiarygodność). Jeszcze kilka lat temu branża SEO mówiła głównie o E-A-T, jednak w najnowszych wytycznych Google podkreśla dodatkowo znaczenie „Experience” – czyli realnego, praktycznego doświadczenia autora lub firmy w danej dziedzinie. 

Skąd to się wzięło? Google stale udoskonala algorytmy, starając się jak najlepiej odpowiadać na zapytania użytkowników. Kiedy szukamy porady medycznej, chcemy, by pochodziła od lekarza praktyka, a nie z losowego bloga bez nazwisk i źródeł. Kiedy potrzebujemy porady prawnej, oczekujemy, że treść przygotował ktoś z doświadczeniem w danym obszarze. Podobnie jest w e-commerce: chcemy wiedzieć, że sklep internetowy faktycznie testuje produkty, rozumie branżę i oferuje rzetelne informacje. Właśnie dlatego Google zaczęło zwracać uwagę na to, kto stoi za treściami. 

Dla firm, które chcą wyróżnić się w sieci, to dobra wiadomość. Zamiast sztucznie upychać słowa kluczowe, możemy skupić się na pokazywaniu prawdziwej wartości – czyli wiedzy, doświadczenia oraz autentycznego zaangażowania w rozwiązywanie problemów klientów. Takie podejście jest korzystne dla obu stron: internauci dostają treści lepszej jakości, a przedsiębiorcy zyskują większą wiarygodność i wyższe pozycje w Google. 

Experience – rola doświadczenia w budowaniu wiarygodności 

Experience w E-E-A-T oznacza, że Google przygląda się nie tylko samym treściom, ale również temu, czy autor lub marka ma realne doświadczenie w tym, o czym pisze. Jeśli tworzysz artykuły o dietach, a w Twoim zespole jest doświadczony dietetyk, to punkt dla Ciebie. Masz wypożyczalnię samochodów i dzielisz się poradami z długoterminowego najmu? Świetnie, to znak, że bazujesz na realnych doświadczeniach, a nie tylko teoretycznych informacjach. 

Co to oznacza w praktyce? Warto np. umieścić zdjęcia zespołu, opisać historię firmy, pokazać efekty współpracy z klientami. Wszystko, co potwierdza Twoje prawdziwe zaangażowanie w dany temat, będzie mile widziane przez algorytmy. 

Przykładowo, jeśli na blogu o kosmetykach opisujesz nowe technologie w produkcji kremów, a jednocześnie podpierasz się swoimi badaniami czy certyfikatami, Google uzna, że jesteś firmą z doświadczeniem w branży kosmetycznej. Użytkownicy też będą bardziej skłonni Ci zaufać, widząc, że wiesz, o czym mówisz. 

Z drugiej strony, brak jakichkolwiek dowodów na doświadczenie może zaszkodzić. Wyobraź sobie dwie strony o tematyce „porady prawne”: jedna podpisana nazwiskiem adwokata, z informacjami o jego specjalizacji i latach praktyki, a druga anonimowa, bez kontaktu i bez żadnego potwierdzenia kompetencji. Którą wybierze użytkownik i – w konsekwencji – którą Google uzna za bardziej wiarygodną? Odpowiedź jest oczywista. 

Expertise – jak pokazać swoją eksperckość w oczach Google?  

Eksperckość to drugi filar E-E-A-T i często bywa mylony z doświadczeniem. Główna różnica polega na tym, że ekspertyza dotyczy głębokiej wiedzy merytorycznej, potwierdzonej np. publikacjami branżowymi czy referencjami, a nie tylko praktycznym kontaktem z tematem. 

Jak więc udowodnić, że jesteś ekspertem? Zacznij od publikacji: to może być artykuł w renomowanym czasopiśmie branżowym, wystąpienie na konferencji lub wypowiedź w telewizji. Jeśli prowadzisz blog, publikuj dogłębne analizy i badania, wykorzystuj wiarygodne źródła (np. raporty naukowe, dane z GUS). Nie zapomnij przy tym o przejrzystym sposobie cytowania i linkowania do materiałów źródłowych. 

Rolę grają tu również informacje o autorze. Jeśli na Twojej stronie publikują różne osoby, przedstaw je (np. w sekcji „O autorach”) i wymień ich kompetencje. Przy każdym artykule dobrze widziane jest krótkie bio, w którym wskażesz, dlaczego dana osoba jest ekspertem w danym temacie. Google doceni taką transparentność, a czytelnicy zyskają pewność, że teksty nie są pisane „znikąd”. 

Nie zapominaj też o branżowych nagrodach i wyróżnieniach. Jeśli Twoja firma zdobyła laury w konkursach, to doskonały sposób na pokazanie eksperckości. Możesz opublikować krótką wzmiankę o tym na blogu, w sekcji aktualności czy w e-mailu do klientów. 

Powiedzmy, że prowadzisz agencję marketingu internetowego specjalizującą się w reklamach na Facebooku. Możesz napisać teksty o skutecznych praktykach targetowania, poprzeć je case study, a dodatkowo dodać zrzuty ekranu z konkretnymi wynikami kampanii. Jeśli masz certyfikaty potwierdzające znajomość narzędzi reklamowych (np. Meta Blueprint), również je zaprezentuj. W ten sposób budujesz ekspercki wizerunek, co przekłada się nie tylko na lepsze wyniki w Google, ale przede wszystkim na zaufanie Twoich odbiorców. 

Authoritativeness – strategie wzmacniania autorytetu online 

Autorytet (Authoritativeness) stanowi trzeci filar E-E-A-T. Nie chodzi tu już wyłącznie o to, że masz wiedzę i doświadczenie, ale także o to, czy inni to potwierdzają. Autorytet budujesz m.in. poprzez linki przychodzące z wiarygodnych źródeł, publikacje w mediach branżowych, obecność w opiniotwórczych serwisach. 

Link building jest tutaj bardzo ważny, ale pamiętaj: nie chodzi o masowe zdobywanie byle jakich linków. Lepiej mieć jeden link z uznanego portalu branżowego niż dziesięć z mało znanych stron o wątpliwej reputacji. Google potrafi ocenić, skąd pochodzą odnośniki. Jeśli Twoje treści są cytowane i polecane przez ważne w branży autorytety, Twój autorytet rośnie. 

Media społecznościowe także mogą wspomóc tę część E-E-A-T, choć nie zawsze wpływają bezpośrednio na SEO. Aktywność na LinkedIn czy Facebooku pokazuje jednak użytkownikom, że jesteś obecny w branżowej dyskusji i inni ludzie wchodzą z Tobą w interakcję. 

Równie ważna jest opinia klientów. Zbieraj i wyświetlaj recenzje – na stronie, w mediach społecznościowych, w Google Maps. Dobre słowo od zadowolonych kontrahentów to silny sygnał dla Google i odwiedzających, że Twoja marka jest godna zaufania. Pamiętaj o prośbach o opinie, np. po zakończonej transakcji. 

Tworzenie i dystrybucja materiałów edukacyjnych (np. e-booki, webinary) to kolejny sposób na zdobywanie autorytetu. Udostępnij je za darmo w zamian za adres e-mail, a potem pokaż liczbę pobrań czy uczestników spotkań. Dzięki temu pokażesz, że ludzie faktycznie chcą zdobywać wiedzę właśnie od Ciebie. Konferencje i eventy branżowe to również okazja do wystąpień, prelekcji i paneli dyskusyjnych – zyskujesz rozpoznawalność i potwierdzasz, że branża ceni Twoje doświadczenie. 

Metoda HARO (Help A Reporter Out) to ciekawy sposób na zdobywanie autorytetu. Za jej pomocą możesz zgłaszać się jako ekspert do dziennikarzy poszukujących specjalistycznych wypowiedzi. Jeśli uda się opublikować Twoje słowa w znanym medium – zyskujesz cenny link i wzmiankę, co wzmacnia Twój autorytet. 

Zastanawiasz się, jak ocenić swój autorytet w branży? Możesz wykorzystać narzędzia do monitorowania wzmianek w internecie (np. Brand24, SentiOne). Sprawdzaj również wskaźniki Domain Authority (Moz) czy Domain Rating (Ahrefs) i porównuj je z konkurencją. Nie jest to oczywiście oficjalna metryka Google, ale daje pewien pogląd na to, jak wyglądają Twoje linki i poziom rozpoznawalności. 

Budowanie autorytetu to praca długofalowa. Im więcej wartościowych wystąpień, publikacji i wzmianek uzbierasz, tym lepiej. Tego nie da się zrobić z dnia na dzień, ale konsekwentne działania na wielu frontach przynoszą efekty długoterminowe. 

Trustworthiness – dlaczego zaufanie to fundament SEO?  

Zaufanie (Trustworthiness) to ostatni element układanki E-E-A-T, ale w żadnym wypadku nie można go bagatelizować. Możesz mieć wiedzę i doświadczenie, ale jeśli Twoja strona nie wzbudza zaufania, użytkownicy uciekną, a algorytmy Google również mogą to odnotować. Dlaczego? Bo Google mierzy wrażenia użytkowników (np. współczynnik odrzuceń, czas spędzony na stronie). Jeśli odwiedzający czują, że coś jest nie tak (np. brak zabezpieczenia SSL, skomplikowana polityka prywatności czy niejasne zasady zwrotu towarów), mogą szybko wyjść. 

Dlatego tak ważne są certyfikaty bezpieczeństwa, jasne komunikaty o cookies i RODO, a także przejrzyste informacje o tym, kto stoi za stroną. Pokaż użytkownikom realnych ludzi – to zdecydowanie podnosi zaufanie, zwłaszcza w branżach usługowych, medycznych czy finansowych. 

Dla budowania zaufania istotne są też trust signals takie jak: logo współpracujących firm, badge potwierdzające renomę (np. Google Partner, Trusted Shop), obecność numeru telefonu i adresu firmy w widocznym miejscu. Każda taka drobnostka sprawia, że odwiedzający czują się pewniej, a Google interpretuje to jako pozytywny sygnał jakościowy. 

Jak Google ocenia E-E-A-T? Najnowsze trendy i zmiany w algorytmach 

Co rusz słyszymy o kolejnych aktualizacjach algorytmu Google. Jedną z nowszych jest tzw. „Helpful Content Update”, która szczególnie premiuje treści napisane z myślą o użytkownikach (a nie tylko pod SEO). 

Z „Quality Rater Guidelines” wiemy też, że Google zatrudnia raterów (oceniających), którzy manualnie przeglądają strony i sprawdzają, czy spełniają one wytyczne E-E-A-T. Oznacza to, że nie jesteśmy oceniani wyłącznie przez algorytm, lecz również przez rzeczywistych ludzi. Jeśli treść wygląda na mało wiarygodną, Google może obniżyć jej ocenę. 

W dobie coraz popularniejszych narzędzi AI (Google Bard, ChatGPT) pojawia się pytanie, czy treści generowane automatycznie nie zaszkodzą E-E-A-T. Google twierdzi, że samo korzystanie z AI nie jest złem, o ile finalna treść jest rzetelna, poprawna i wnosi realną wartość dla czytelników. Kluczem pozostaje więc weryfikacja faktów oraz wprowadzanie ludzkiej, eksperckiej korekty. 

Eksperci z branży SEO przewidują, że w przyszłości Google będzie jeszcze bardziej analizować autorstwo i wiarygodność publikowanych materiałów. Warto więc zacząć już teraz pokazywać, kto stoi za tekstami i w jaki sposób dana osoba ma doświadczenie w danej dziedzinie. Tzw. autorship transparency staje się fundamentem budowania silnej marki w sieci. 

Przykłady wdrożeń E-E-A-T w różnych branżach  

W e-commerce kluczowa jest prezentacja realnych opinii o produktach czy usługach, tworzenie poradników (jak wybrać konkretny towar), a także podkreślanie faktu, że twórcy sklepu faktycznie testują produkty. 

Z kolei w usługach lokalnych – np. w gabinetach medycznych, kancelariach prawnych, firmach remontowych – mocno liczy się personalizacja i twarz za usługą. Lekarz, który opisuje konkretny zabieg i podpisuje się imieniem i nazwiskiem, wzbudza większe zaufanie niż anonimowy artykuł. Klient chce wiedzieć, kto go leczy czy kto będzie remontował jego mieszkanie, a Google takie treści potrafi docenić. 

W modelu B2B, np. w agencjach doradczych czy software house’ach, prym wiodą case studies i white papers. Przedstawiasz projekt dla znanej marki? Pokaż dane, liczby, efekty – tym sposobem zyskasz status eksperta w oczach Google i potencjalnych klientów. Możesz też chwalić się wystąpieniami na konferencjach branżowych, bo to dodatkowy sygnał autorytetu. 

Jak samodzielnie zadbać o E-E-A-T? 

Zastanawiasz się, od czego zacząć? Przede wszystkim pamiętaj, że E-E-A-T to proces ciągły. Nie wystarczy jednorazowo „podkręcić” opis na stronie, by Google magicznie dało Ci plusa na zawsze. Musisz regularnie aktualizować treści, pokazywać nowe realizacje i aktywnie uczestniczyć w dialogu branżowym. 

Poniżej znajdziesz krótką listę kontrolną: 

  1. Experience
  2. Expertise
  3. Authoritativeness
  4. Trustworthiness
  5. Źródła i linkowanie
  6. Opinie klientów i recenzje
  7. Aktualność treści
  8. Spójność marek i informacji

Pełną listę kontrolną znajdziesz tutaj: Audyt E-E-A-T

Monitorowanie postępów to kolejny krok. Wykorzystaj Google Analytics i Google Search Console, by sprawdzać, czy rośnie ruch organiczny, jak zmienia się wskaźnik odrzuceń i gdzie w rankingach widoczne są Twoje kluczowe frazy. 

Dodatkowo możesz skorzystać z takich narzędzi jak Ahrefs czy Semrush, by analizować linki przychodzące, szacować autorytet domeny i obserwować działania konkurencji. Jeśli samodzielne zarządzanie E-E-A-T Cię przerasta, rozważ współpracę z agencją marketingową lub doświadczonym konsultantem SEO, którzy pomogą wprowadzić poprawki i konsekwentnie budować Twój wizerunek eksperta. 

Przyjrzyj się swojej stronie 

E-E-A-T to nie moda, która zniknie po kilku miesiącach. To raczej kierunek, w którym Google ewoluuje, chcąc serwować użytkownikom coraz lepsze i bardziej zaufane informacje. Jeśli chcesz zbudować trwałą pozycję w wynikach wyszukiwania, nie obędzie się bez inwestycji w pokazywanie prawdziwego doświadczenia, głębokiej wiedzy, rozpoznawalnego autorytetu i pełnej wiarygodności. 

Nie czekaj, aż konkurencja wyprzedzi Cię o kilka długości. Przyjrzyj się swojej stronie, blogowi czy profilom w social mediach i zaplanuj konkretne kroki. Czy masz wystarczająco dużo dowodów na doświadczenie?

Czy Twoje artykuły naprawdę pokazują eksperckość, czy raczej są pisane na szybko, bez dogłębnych badań? Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej lub potrzebujesz wsparcia we wdrożeniu zasad E-E-A-T, skontaktuj się z nami w Optima Media – razem opracujemy strategię, która wyniesie Twoją firmę na wyższy poziom widoczności w Google i zwiększy zaufanie Twoich klientów.