Modele rozliczeń reklamy internetowej – wyjaśniamy najważniejsze pojęcia

Model rozliczeń w kampaniach internetowych może w dużej mierze zadecydować o tym, czy osiągniesz wyniki, czy też przepalisz budżet bez wyraźnego efektu. W gąszczu skrótów typu CPC, CPM, CPA, CPL czy ROAS łatwo się pogubić – zwłaszcza jeśli dopiero zaczynasz swoją przygodę z e‑marketingiem. 

Świadomość różnych form rozliczeń przydaje się podczas planowania i prowadzenia kampanii online. Jeśli nie wiesz, za co dokładnie płacisz (czy za kliknięcie, czy za pozyskanie leada, czy może za tysiąc wyświetleń), trudno Ci będzie ocenić, czy Twoje wydatki przekładają się na realne korzyści. 

Warto wiedzieć, że nie każdy model rozliczeń sprawdzi się w każdej branży. Inaczej do sprawy podejdzie mały sklep internetowy, który walczy o każdą konwersję, inaczej agencja oferująca usługi premium, a jeszcze inaczej firma stawiająca na duże kampanie wizerunkowe.  

Dodatkowym plusem jest to, że znając mechanikę rozliczeń, łatwiej zapanować nad swoim budżetem. Możesz w przemyślany sposób ustalać stawki, testować różne warianty i w porę reagować, gdy zauważysz, że któryś model nie przynosi oczekiwanych rezultatów. Mówiąc wprost: płacisz za efekt, którego naprawdę potrzebujesz, a nie za przypadkowe kliknięcia czy wyświetlenia. 

Modele rozliczeń reklamy internetowej – kluczowe skróty i ich znaczenie 

CPC (Cost Per Click) 

CPC, czyli Cost Per Click, to jeden z najbardziej rozpoznawalnych i popularnych modeli płatności. Wybierając go, reklamodawca płaci tylko wtedy, gdy użytkownik kliknie w reklamę. Model ten jest szczególnie powszechny w kampaniach Google Ads lub na Facebooku. 

Dlaczego tak wiele firm stawia na CPC? Otóż to podejście wydaje się wyjątkowo uczciwe: płacisz wyłącznie za działanie użytkownika, który realnie był zainteresowany Twoją treścią na tyle, by w nią kliknąć. Z drugiej strony, stawki za klik mogą być dość wysokie w branżach z silną konkurencją (np. w ubezpieczeniach czy finansach), co oznacza, że musisz starannie optymalizować słowa kluczowe i kreacje reklam, aby konwersje rzeczywiście pokrywały koszt kliknięć. 

Jeśli chcesz obniżyć CPC, możesz m.in. poprawić wskaźnik CTR (Click-Through Rate) – wyższy CTR daje sygnał platformie (Google, Facebook), że reklama jest trafna dla odbiorców, co może obniżyć koszty kliknięcia. Ważna jest też jakość strony docelowej (tzw. landing page), którą odwiedza użytkownik po kliknięciu. Im bardziej adekwatna do treści reklamy, tym korzystniejsze warunki uzyskasz w systemie aukcyjnym. 

CPM (Cost Per Mille) 

CPM to Cost Per Mille, czyli płatność za każde tysiąc wyświetleń reklamy. W praktyce oznacza to, że jeśli ustalisz stawkę np. 5 zł za CPM, to po wyświetleniu się reklamy 1000 razy Twoje konto zostanie obciążone właśnie tą kwotą. Ten model bywa szczególnie popularny w kampaniach wizerunkowych, nastawionych głównie na dotarcie do szerokiego grona odbiorców. 

W modelu CPM nie płacisz za interakcję, a za samą ekspozycję reklamy. Idealnie sprawdza się to np. przy promocji nowych linii produktów, eventów czy kampaniach brandingowych.  

Jeśli Twoim celem jest zbudowanie rozpoznawalności marki, a niekoniecznie pozyskanie leadów od razu, CPM może być dobrym rozwiązaniem. Należy jednak pamiętać, że możesz zapłacić za masę wyświetleń, a wciąż nie mieć pewności, czy użytkownicy w ogóle klikną w reklamę.  

CPA (Cost Per Action) 

CPA, czyli Cost Per Action, to model, w którym płacisz wyłącznie za określone działanie (akcję) użytkownika. Może to być rejestracja, pobranie pliku, wypełnienie ankiety czy nawet zakup. Przykładem jest system Google Ads w strategiach automatycznych, gdzie dążysz do określonego kosztu pozyskania konwersji (CPA) i Google automatycznie dostosowuje stawki w aukcji, by osiągnąć wyznaczony cel. 

To właśnie w kampaniach CPA popularne staje się pojęcie „performance marketing” – marketing nastawiony na wynik. Dlatego CPA jest często stosowany przez doświadczonych marketerów w branżach, gdzie łatwo zdefiniować mierzalną konwersję. Wybierając ten model, możesz kontrolować wydatki bardziej precyzyjnie – płacisz w końcu za realny efekt. Minusem bywa jednak to, że stawki za akcję w bardzo konkurencyjnych branżach mogą być wysokie, a uzyskanie stabilnego CPA wymaga precyzyjnej optymalizacji i dobrze zaplanowanych lejków sprzedażowych. 

CPL (Cost Per Lead) 

CPL (Cost Per Lead) to nieco podobny wariant do CPA, lecz tu nacisk kładzie się na pozyskanie danych kontaktowych potencjalnego klienta. Najczęściej występuje w kampaniach, gdzie leadem jest np. wypełnienie formularza przez użytkownika zainteresowanego usługą. Taki model jest szczególnie lubiany w sektorach B2B czy w branży edukacyjnej, gdzie ścieżka decyzyjna klienta bywa dość długa, a głównym celem kampanii jest zbudowanie bazy kontaktów do dalszej współpracy. 

Atut CPL polega na tym, że płacisz dopiero wtedy, gdy użytkownik zdecyduje się podać swoje dane, potwierdzając wyraźne zainteresowanie Twoją ofertą. Jeśli generujesz sporo leadów, ale mało z nich finalnie zostaje klientami, to sygnał, że musisz popracować nad działaniami sprzedażowymi lub poprawić follow-up. 

ROAS (Return on Ad Spend) 

ROAS (Return on Ad Spend) to wskaźnik określający, jaki przychód uzyskałeś z określonej kwoty wydanej na reklamę. Dla przykładu: jeśli wydałeś 1000 zł i wygenerowałeś 4000 zł ze sprzedaży, to Twój ROAS wynosi 400%. Ten wskaźnik bywa kluczowy w e-commerce, gdzie każda złotówka włożona w kampanię powinna możliwie szybko się zwrócić (najlepiej z zyskiem). 

Narzędzia takie jak Google Ads pozwalają ustawić strategię licytacji docelowego ROAS. Wówczas system automatycznie optymalizuje stawki za klik, by osiągnąć założony procentowy zwrot z nakładów. To przydatna opcja dla sklepów internetowych, które mają dobrze skonfigurowaną analitykę i wiedzą, jak wygląda ich marża na poszczególnych produktach. Wysoki ROAS oznacza efektywne kampanie, a niski – konieczność optymalizacji (np. poprawa ścieżki zakupowej lub lepsze targetowanie reklam). 

CPO (Cost Per Order) 

CPO (Cost Per Order) to wariant, w którym płacisz za faktyczne zamówienie złożone w Twoim sklepie internetowym. Brzmi jak marzenie każdego sprzedawcy, prawda? Tyle tylko, że w praktyce nie zawsze jest to łatwe do osiągnięcia – wymaga bowiem, by platforma reklamowa śledziła cały proces zakupowy, a Ty miał(a) dobrze skonfigurowaną analitykę. Mimo to, dla zaawansowanych e-commerce, CPO bywa świetnym wskaźnikiem do określenia rentowności. 

CPV (Cost Per View) 

CPV (Cost Per View) stosuje się głównie w reklamach wideo, np. na YouTube Ads. Tu płacisz za obejrzenie filmu reklamowego przez użytkownika (zazwyczaj przez co najmniej 30 sekund). Taki model sprawdza się w kampaniach nastawionych na storytelling i budowanie zaangażowania wizualnego. Jeśli Twoja firma tworzy angażujące treści wideo, CPV pozwoli  

COS (Cost of Sale) 

COS (Cost of Sale) to wskaźnik, który – podobnie jak ROAS – koncentruje się na koszcie pozyskania sprzedaży. Tylko że jeśli ROAS mówi, ile przychodu generuje 1 zł wydana na reklamę, to COS mówi, jaki procent przychodu przeznaczasz na reklamę. Dla firm, które wolą patrzeć na procentowe koszty reklamy w stosunku do generowanego obrotu, COS może być bardziej intuicyjny niż ROAS. 

Jak dobrać model rozliczeń do celów kampanii? 

Nie istnieje jedno „najlepsze” rozwiązanie, bo wszystko zależy od celu kampanii. Jeśli kluczowe jest ściągnięcie ruchu na stronę – CPC będzie logicznym wyborem. Jeśli bardziej interesuje Cię świadomość marki (np. podczas wprowadzania nowego produktu na rynek), to stawiasz na CPM. Kiedy z kolei liczą się wyłącznie leady, definicje typu CPL lub CPA okazują się najtrafniejsze. 

Wspomnijmy też o specyfice branży: 

  • E-commerce – tu króluje wskaźnik ROAS (Return on Ad Spend), bo możesz wprost przeliczyć wydane złotówki na przychód sklepu. 
  • Usługi B2B – lead jest zwykle kluczowy, więc CPL (Cost Per Lead) lub CPA (Cost Per Action) może okazać się rozwiązaniem idealnym, bo płacisz za kontakt potencjalnie zainteresowanej osoby. 
  • Aplikacje mobilne – często stosuje się CPI (Cost Per Install), płacąc za każde pobranie aplikacji. 

Dzięki takim strategicznym podejściom możesz dopasować model rozliczeń do konkretnych celów i realiów danej branży. Ważne, by stale testować, a później analizować dane, które jasno powiedzą, czy postawiony cel faktycznie udało się zrealizować. 

Testuj i obserwuj – to złota zasada, szczególnie gdy nie jesteś pewien, który model zadziała u Ciebie najlepiej. Zacznij od małej kampanii, monitoruj wskaźniki skuteczności (np. CTR, konwersję, koszt na pozyskany wynik), a następnie wprowadzaj drobne modyfikacje, by znaleźć „sweet spot” w licytacji i formacie reklam. 

Unikaj najczęstszych błędów, takich jak brak precyzyjnego celu kampanii czy przypadkowe wybranie modelu rozliczeń. Pamiętaj: dobór odpowiedniego skrótu (CPC, CPA, CPM itd.) ma bezpośrednie przełożenie na Twoje wyniki. Jeśli kampania stoi w miejscu, warto przeanalizować, czy nie została przydławiona przez źle dobrany modelu. 

Jak obniżyć koszty reklamy i poprawić wyniki? 

Optymalizacja reklam pod CPC 

Jeśli działasz w modelu CPC, szczególną wagę przywiązuj do CTR (Click-Through Rate). Im wyższy CTR, tym sygnał dla Google czy Facebooka, że Twoja reklama jest atrakcyjna, co może obniżyć koszt kliknięcia. Ponadto zawsze kontroluj landing page, na który trafia użytkownik – musi być spójny z treścią reklamy. Np. jeśli promujesz konkretny produkt, nie wysyłaj ludzi na stronę główną, tylko na szczegółową podstronę produktu. Taka logika zmniejsza współczynnik odrzuceń i podnosi jakość oceny przez system reklamowy. 

Jak poprawić efektywność kampanii CPA? 

Kiedy pracujesz w modelu CPA, kluczowe jest, by ściśle określić, jaka akcja ma być opłacona: wypełnienie formularza, zakup subskrypcji czy pobranie e‑booka. Zadbaj, aby samo wykonanie akcji było maksymalnie proste (minimalna liczba pól w formularzu, przejrzysta struktura strony), a tym samym rośnie szansa na konwersję. Takie drobne zmiany wpływają na obniżenie realnego kosztu akcji. 

ROAS w e-commerce 

Dla wielu sklepów internetowych najważniejszym celem jest rentowność. Dlatego ROAS (Return on Ad Spend) staje się tutaj wyrocznią – pokazuje, ile złotych zyskujesz z każdej zainwestowanej złotówki w reklamę. Jeśli Twój ROAS nie przekracza 100%, to znak, że kampania przynosi straty. Często wystarczy lepsze dopasowanie słów kluczowych (by uniknąć przepalania budżetu na ogólne frazy), poprawa grafiki produktowej czy wprowadzenie cross‑sellingu, by ROAS poszybował w górę. 

Jak testować modele rozliczeń? 

Najlepszym sposobem jest podejście iteracyjne. Zaczynasz od jednego modelu (np. CPC), sprawdzasz wyniki przez określony czas (tydzień, dwa tygodnie), analizujesz koszty i efekty. Następnie możesz przejść na inny, np. CPM, by sprawdzić, czy w przypadku kampanii wizerunkowej nie da to lepszych rezultatów. Pamiętaj, że każde nowe ustawienie wymaga pewnego czasu na „rozgrzanie” kampanii, więc bądź cierpliwy i oceniaj efekty w dłuższej perspektywie. 

Pamiętaj, że najskuteczniejsze kampanie to te, które są ciągle optymalizowane i testowane. Nie bój się eksperymentować z różnymi formami rozliczeń i analizować wyników – to prosta droga do obniżenia kosztów i osiągnięcia lepszych rezultatów.  

Ile kosztuje reklama w Google Ads i co na to wpływa? 

System reklamowy Google Ads pozwala firmom różnej wielkości docierać do konkretnych grup odbiorców, umieszczając ich reklamy w wyszukiwarce, serwisie YouTube lub na stronach partnerów. Jeśli sam rozważasz inwestycję w Google Ads, z pewnością nurtuje Cię pytanie: „Ile to właściwie kosztuje?” Być może słyszałeś odpowiedź: „to zależy” – i choć to nie brzmi przesadnie konkretnie, niestety jest w tym sporo prawdy. Koszty faktycznie zależą od wielu czynników – od branży, zasięgu Twojego biznesu, ilości promowanych usług lub produktów, sezonowość, przez konkurencję, aż po sposób prowadzenia kampanii. 

Dodatkowo koszt reklamy Google Ads nie jest sztywny i ustalany odgórnie. Zamiast tego kwota ta przelicza się w aukcjach (licytacjach), w których jednocześnie bierze udział wielu reklamodawców konkurujących o te same słowa kluczowe lub zainteresowanie jednakowych odbiorców. 

Jak to dokładnie wygląda? W tym wpisie przybliżę kluczowe kwestie dotyczące sposobu działania aukcji w Google Ads, wpływu budżetu na efektywność oraz praktyczne wskazówki, jak zaplanować swoje wydatki. Postaram się nie tylko wyjaśnić, skąd biorą się koszty, ale również co zrobić, by były one rozsądne, a inwestycja przekuła się w realne zyski. 

Skąd właściwie bierze się koszt reklamy w Google Ads? 

Idea aukcji reklamowych 

Wyobraź sobie taką sytuację: użytkownik wpisuje w wyszukiwarce „buty do biegania sklep internetowy”. Dziesiątki lub setki firm chcą, by to właśnie ich link znalazł się na górze strony z wynikami, bo to oznacza większą szansę na kliknięcie i sprzedaż. Google włącza więc mechanizm licytacji. 

Każda firma deklaruje, ile jest gotowa zapłacić za jedno kliknięcie w reklamę (tzw. CPC – cost per click). Algorytm porównuje nie tylko te kwoty, ale i inne czynniki (o nich za chwilę), by zdecydować, kto zajmie które miejsce w płatnych wynikach wyszukiwania. Możesz więc nie zaoferować najwyższej kwoty, a mimo to wygrywać w rankingu reklam, jeśli inne elementy wypadną na korzyść Twojej reklamy (np. jakość). 

Quality Score, czyli wskaźnik jakości 

Jednym z kluczowych czynników decydujących o tym, kto i za ile się wyświetli, jest Wskaźnik Jakości (Quality Score). Google przyznaje każdej reklamie (i stronie docelowej) pewną ocenę – najczęściej w skali 1–10 – określając, na ile Twoja oferta pasuje do intencji użytkownika i zapewnia mu dobre doświadczenie: 

  • CTR (click-through rate) – stosunek kliknięć do wyświetleń reklamy, w uproszczeniu współczynnik pokazujący czy ludzie chętnie klikają w Twoją reklamę  
  • Dopasowanie do słowa kluczowego – czy w tekście reklamy wyraźnie odnosisz się do tego, czego szuka użytkownik? 
  • Jakość strony docelowej – czy strona, na którą trafia osoba po kliknięciu, jest przejrzysta i faktycznie związana z wyszukiwanym hasłem? 

Im wyżej Google oceni te elementy, tym lepszy Twój Wskaźnik Jakości. A im wyższa jakość, tym niższy finalny koszt kliknięcia. To rodzaj nagrody za starania: Google promuje reklamy, które uznaje za przydatne i wartościowe. 

Ad Rank, czyli wynik decydujący o miejscu 

Kolejnym ważnym wskaźnikiem jest Ad Rank. To z grubsza iloczyn maksymalnej kwoty, jaką chcesz zapłacić za kliknięcie (np. 2 zł), i Twojego Wskaźnika Jakości. Jeśli Ad Rank konkurenta jest wyższy, on znajdzie się nad Tobą w wynikach. Możesz jednak przeskoczyć kogoś z większym budżetem, jeśli Twój Ad Rank okaże się wyższy dzięki dobrej jakości reklamy i strony docelowej. 

Co kryje się pod pojęciem „koszt za kliknięcie” (CPC)? 

CPC – cost per click – to najpopularniejszy model rozliczania się z Google. Płacisz wyłącznie wtedy, kiedy użytkownik rzeczywiście kliknie w Twoją reklamę. Nie płacisz więc za wyświetlenia czy pozostałe interakcje (co odróżnia CPC od np. CPM, gdzie płaci się za 1000 wyświetleń). 

Możesz ustawić np. maksymalny CPC na poziomie 3 zł. Jeśli Twoja reklama będzie miała wysoki wynik jakości, możliwe, że realnie za kliknięcie zapłacisz mniej – Google często pozwala zapłacić tylko tyle, by pokonać kolejnego licytującego, ale bez wykorzystywania w pełni Twojego limitu. 

Przykład: Załóżmy, że zadeklarowałeś stawkę 3 zł, a kolejny konkurent ustawił 2 zł przy gorszej jakości reklamy. Być może realny koszt kliknięcia to 2,20 zł – tyle, byś wygrał z konkurentem, który daje 2 zł, ale jest gorzej oceniany przez system. 

Poznaj inne modele rozliczeń reklamy internetowej 

Budżet minimalny – czy da się wystartować z małym kapitałem? 

Możliwe, że słyszałeś plotki, iż do kampanii w Google Ads potrzeba wielkich sum. To nie zawsze prawda. Przy niektórych biznesach (np. lokalnych usługach) da się zacząć nawet z niewielkim budżetem – byleby Twoja strategia była przemyślana i celowała w ściśle określoną grupę odbiorców. 

Precyzyjne targetowanie 

Im mniejszy masz budżet, tym bardziej kluczowe jest, byś trafiał do właściwych osób. Zamiast ustawiać reklamy na cały kraj czy na ogólne słowa kluczowe, możesz: 

  • Wybrać konkretne lokalizacje (np. obręb kilku kilometrów wokół Twojej restauracji czy gabinetu stomatologicznego). 
  • Wybrać bardzo konkretne frazy (np. „naprawa telefonów Samsung Wrocław” zamiast „naprawa telefonów”). 
  • Ustawić pory dnia, w których Twoi klienci najchętniej szukają usług/produktów (harmonogram reklam). 

Jaka kwota dziennie wystarczy? 

Przyjmijmy, że mówimy o lokalnej firmie, która nie ma szerokiej oferty, a tym samy nie potrzebuje rozbudowanej struktury kampanii. 

Zakładając, że kliknięcie kosztuje średnio 2-4 zł można zacząć już z budżetem 40 zł dziennie co zapewni 10-20 kliknięć dziennie.  

Musisz jednak wiedzieć, że współczesne kampanie opierają się na analizie użytkowników, ich zachowań i generowanych przez nich konwersjach (np. zakup, wypełnienie formularza itp.). Im mniej mamy odwiedzających stronę tym gorsze dane będziemy posiadać. Istotne jest więc, byś w zebrał wystarczającą liczbę kliknięć w sensownym czasie.   

Gdy budżet jest zbyt mały i uzyskasz np. 5 kliknięć na dobę to trudno wtedy o szybkie wnioski czy dobrą optymalizację. 

Osobiście rekomenduję zaczynanie kampanii od ok 100 zł dziennie, co umożliwia prowadzenie kilku typów kampanii jednocześnie.  

W jaki sposób zaplanować budżet? 

Załóżmy, że chciałbyś wygenerować 30 kliknięć dziennie. Według prognoz Planera słów kluczowych Google średni koszt kliknięcia to np. 2 zł. Prosty rachunek mówi, że przy 30 kliknięciach dziennie zapotrzebowanie to 60 zł na dobę. 

Jeśli jednak wolisz mniejszą skalę – np. 15 kliknięć dziennie – to 30 zł. Oczywiście to tylko wzór poglądowy, bo realne koszty mogą być wyższe lub niższe, w zależności od słów kluczowych, wskaźnika jakości, sezonu, ruchu konkurencji itd. 

Zaczynaj od najważniejszych produktów/usług 

Jeśli masz bogatą ofertę, nie musisz w pierwszym miesiącu promować wszystkiego. Być może 80% twoich przychodów generuje 20% produktów. Skup się na nich, a resztę dodawaj stopniowo, gdy budżet na to pozwoli. 

Pamiętaj o różnych formach kampanii 

Poza tradycyjnymi reklamami w wyszukiwarce (Search) istnieją także: 

  • Kampanie produktowe (PLA; Shopping) – przeznaczone dla e-commerce, wyświetlają zdjęcia i ceny produktów w wynikach wyszukiwania. 
  • Sieć reklamowa (Google Display Network) – banery na stronach partnerskich Google, docierające do szerszego, często mniej „zdeterminowanego” grona. 
  • Remarketing – przypominanie się osobom, które już odwiedziły Twoją stronę. Może być emitowany w różnych kanałach ekosystemu Google (wyszukiwarka, sieć reklamowa, YouTube) 

Warto zachować równowagę i sensownie poukładać kampanie. Np. te o szerszym zasięgu (Display, wideo) mogą pracować na początkowym etapie lejka marketingowego i przyciągać nowych ludzi, a kampanie w wyszukiwarce mogą koncentrować się na osobach szukających już konkretnego rozwiązania a tym samym bliskich zakupu. 

Czynniki wpływające na koszty reklam w Google Ads 

Czynnik Omówienie 
Słowa kluczowe i konkurencja   Niektóre frazy są tańsze, bo niewiele firm chce się na nie reklamować. Inne – np. „ubezpieczenia samochodowe” – są oblegane i zapłacisz za nie nawet kilkadziesiąt zł za kliknięcie.  Wybór mniej ogólnych, a bardziej sprecyzowanych fraz (tzw. „long-tail”) może zmniejszyć koszt i zwiększyć trafność. 
Branża   Sektor finansowy, prawniczy, medyczny – tam zwykle stawki są wysokie. Jeśli działasz w branży, gdzie ROI (zwrot z inwestycji) bywa duży (np. sprzedajesz nieruchomości), możesz się spodziewać, że stawki CPC też będą większe. 
Sezonowość   Przed świętami, Black Friday, wakacjami – skoki popytu na reklamy są nieuniknione. Budżety reklamodawców rosną, więc i koszty kliknięć szybują w górę.  Możesz to uwzględniać, planując kampanie z wyprzedzeniem. 
Lokalizacja   Duże miasta, np. Warszawa, mogą mieć stawki wyższe niż obszary mniej zurbanizowane.  Precyzyjne targetowanie (np. określenie promienia wokół sklepu) pozwala nie marnować budżetu na kliknięcia od ludzi, którzy i tak by do Ciebie nie przyjechali. 
Zarządzanie harmonogramem reklam   Możesz ustawić, że reklamy wyświetlają się tylko w godzinach otwarcia Twojego punktu lub w porach, gdy klienci najchętniej dokonują zakupów.  Takie ograniczenie godzinowe może z jednej strony zmniejszyć liczbę kliknięć (i łączny koszt), a z drugiej strony – zwiększyć trafność (bo nie płacisz za kliknięcia poza realnym zasięgiem działań). 
Jakość stron docelowych   Jeśli strona, na którą kierujesz ruch, jest mało przejrzysta, powolna czy nie pasuje do obiecywanej treści, to Google obniży Twój Wskaźnik Jakości, a tym samym podniesie koszt kliknięcia.  Staranne dopracowanie landing page to prosty sposób na oszczędności. 
Sposób prowadzenia i optymalizacji konta   Systematyczne audyty, sprawdzanie wyników, wyłączanie słów kluczowych, które nie konwertują – to klucz do utrzymania kosztów w ryzach.  Brak optymalizacji = automatyczne wydawanie pieniędzy na średnio skuteczne lub nietrafione kliknięcia. 

Kampania reklamowa Google Ads w praktyce: małe wskazówki 

  • Zacznij spokojnie: Nie ma sensu rzucać całego budżetu naraz. Lepiej zacząć od testowych kampanii i obserwować, co działa. 
  • Daj czas na naukę algorytmowi: Google Ads potrzebuje chwili (kilku dni, czasem tygodni), aby „nauczyć się” optymalnej emisji. Nie wyciągaj pochopnych wniosków po 24 godzinach. 
  • Monitoruj wyniki: Patrz na wskaźniki CTR, konwersje (sprzedaż, leady), nie tylko na liczbę kliknięć. Kliknięcia bez konwersji nie zawsze mają sens. 
  • Eksperymentuj z kreacjami reklamowymi: Czasem drobna zmiana nagłówka czy opisu zwiększa CTR i obniża koszt. 
  • Rozważ remarketing: Bywa tańszy i często skuteczniejszy, bo przypomina się ludziom, którzy już kojarzą Twoją markę. 

Czy inwestycja w Google Ads się opłaca? 

Takie pytanie pojawia się często. Można by rzec: „Tak, jeśli się przyłożysz”. Bo Google Ads może natychmiast sprowadzić Ci klientów gotowych kupić, ale może też szybko spalić Twój budżet, jeśli podejdziesz do tematu mało starannie. 

Zalety systemu Google Ads

  • Reklamy mogą pojawić się od razu na szczycie wyników. 
  • Precyzyjne targetowanie słów kluczowych, lokalizacji, godzin emisji. 
  • Szczegółowa analityka – wiesz, co działa, a co nie. 
  • Skalowalność – jeśli widzisz, że Twoja kampania jest rentowna, możesz zwiększyć budżet, by dotrzeć do większej liczby osób. 

Warunki sukcesu

  • Regularne optymalizowanie i kontrolowanie wydatków. 
  • Dobranie właściwych słów kluczowych i grup docelowych. 
  • Dobra, czytelna i dopasowana strona docelowa (Landing Page). 
  • Duża korelacja pomiędzy słowami kluczowymi, tekstami reklam i zawartością strony dcelowej.  
  • Sensowny budżet i zrozumienie, że trzeba czasu, by kampania nabrała rozpędu. 

Najczęstsze błędy popełniane przy zarządzaniu kosztami 

  1. Oczekiwanie cudów bez testów: Jedna kampania z minimalnym budżetem i zerową optymalizacją nie da ci miarodajnych wniosków. 
  2. Zbyt szerokie dopasowanie słów kluczowych: Np. używanie dopasowania ogólnego („buty” zamiast „buty do biegania męskie Warszawa”). W efekcie trafiasz na wiele nieadekwatnych zapytań. 
  3. Nierealne podejście do budżetu: Chcesz konkurować w branży z kosmiczną konkurencją, ale dysponujesz 10 zł dziennie – to może być frustrujące i mało efektywne. 
  4. Brak prawidłowego śledzenia konwersji: Jeśli nie wiesz, które słowa kluczowe faktycznie przekładają się na sprzedaż, możesz wyrzucać pieniądze w błoto. 
  5. Ignorowanie sezonowości i pory roku: Np. pomijasz fakt, że w okolicach świąt rośnie konkurencja i trzeba odpowiednio zwiększyć budżet lub zmodyfikować stawki. 

Jak zacząć? 

  1. Ustal swoje cele: Czy chcesz budować świadomość marki, czy generować sprzedaż? Różne cele = różne podejścia do kampanii. 
  2. Oceń konkurencję: Sprawdź, jakie stawki CPC wstępnie proponuje Planer słów kluczowych. 
  3. Zacznij od testu: Uruchom kampanię na niewielkim obszarze bądź w wąskiej grupie produktów. 
  4. Analizuj i optymalizuj: Sprawdzaj, które słowa kluczowe, reklamy i godziny najlepiej konwertują. Wyklucz te, które nie przynoszą efektów. 
  5. Rozbudowuj się stopniowo: Jeśli widzisz, że kampania daje zysk, dołóż kolejne grupy reklam, słowa kluczowe czy lokalizacje. 

Przykład: mały lokalny biznes 

Załóżmy, że masz kawiarnię w Krakowie i chcesz zacząć reklamę w Google Ads. W takim wypadku nie musisz kierować reklamy na całą aglomerację  – wystarczy określony obszar (np. promień 3 km wokół kawiarni). Możesz ustawić stawki CPC na poziomie 1–2 zł, licząc, że uzyskasz 10–20 kliknięć dziennie, co przełoży się na wydanie ok. 300–600 zł w miesiącu. 

Może to być wystarczające, by przyciągnąć więcej klientów z okolicy, szczególnie jeśli dopasujesz przekaz do kontekstu, np. „świeże ciasta” czy „darmowe wi-fi”. Jeżeli okaże się, że jest zapotrzebowanie i ruch rośnie, możesz zwiększyć budżet i testować inne słowa kluczowe (np. „kawiarnia z ogródkiem w Krakowie”). 

Czy reklama w Google Ads jest dla Ciebie? 

Jeśli chcesz docierać do użytkowników, którzy aktywnie szukają rozwiązania (np. produktu, usługi), Google Ads może być dobrym rozwiązaniem. Trzeba jednak pamiętać, że potrzebne są odpowiednia wiedza i plan. Samo ustalenie wysokiej stawki za kliknięcie nie wystarczy – bo można wydać dużo i nie zobaczyć efektów. Z kolei zbyt mały budżet, rozproszony na wiele słów kluczowych, może sprawić, że dane będą szczątkowe i trudne do interpretacji. 

Jak widzisz naprawdę możesz dostosować inwestycję do własnych możliwości i celów, pod warunkiem że właściwie podejdziesz do optymalizacji. Jeśli zrobisz to dobrze, Google Ads może okazać się jednym z najskuteczniejszych kanałów generowania sprzedaży lub kontaktów. Dlatego warto, byś spróbował – nawet z niewielkim budżetem – i stopniowo rozwijał kampanię, obserwując, jakie rezultaty przynosi. Odpowiednia strategia, testy i analiza danych pozwolą Ci znaleźć złoty środek między wydatkami a zyskiem. 

Czym jest i do czego służy Google Tag Manager? 

Jeśli prowadzisz biznes online, wiesz, jak duże znaczenie ma skuteczna analityka. Każda kampania marketingowa, strategia SEO czy optymalizacja doświadczeń użytkownika (UX) opierają się na danych. Ale co zrobić, gdy chcesz dodać kolejne kody śledzenia (np. Google Analytics czy Meta Pixel) i za każdym razem musisz prosić programistę o wklejenie kolejnych fragmentów JavaScript? Rozwiązaniem jest Google Tag Manager (GTM).

Google Tag Manager to potężne, a zarazem darmowe narzędzie od Google, które upraszcza zarządzanie kodami śledzenia na stronach internetowych. Co to jest Google Tag Manager? To system zarządzania tagami, który pozwala na łatwe dodawanie, edytowanie i zarządzanie fragmentami kodu bez konieczności ingerencji w kod źródłowy strony. Do czego służy Google Tag Manager? Dzięki niemu możesz implementować różne rozwiązania analityczne – od podstawowego Google Analytics po niestandardowe skrypty, takie jak śledzenie kliknięć w przycisk „Kup teraz” czy analizy scrollowania strony. Nie wymaga to edycji kodu źródłowego za każdym razem, gdy pojawia się nowa potrzeba. GTM pomaga zaoszczędzić czas, daje większą kontrolę nad analityką i ogranicza ryzyko błędów, bo wszystkie tagi konfigurujesz w jednym, intuicyjnym panelu.

Co to jest Google Tag Manager?

Google Tag Manager (GTM) to bezpłatne narzędzie od Google, które służy do zarządzania tagami. Tagi te to niewielkie fragmenty kodu – skrypty, które pozwalają zbierać informacje o użytkownikach Twojej strony oraz komunikować się z zewnętrznymi usługami, takimi jak Google Ads, Meta Pixel czy LinkedIn Insight Tag.

Zanim GTM wszedł do powszechnego użytku, każda firma musiała ręcznie wdrażać narzędzia analityczne i marketingowe bezpośrednio w kodzie źródłowym witryny. Chciałeś dodać Google Analytics? Trzeba było wkleić odpowiedni skrypt. Potrzebowałeś remarketingu na Facebooku? Kolejny kod do umieszczenia w plikach HTML. Chciałeś zmienić moment wywołania tego kodu? Czekała Cię ponowna edycja i testy. W praktyce oznaczało to częste modyfikacje plików źródłowych, zaangażowanie programistów oraz ryzyko konfliktów między poszczególnymi skryptami.

Google Tag Manager rewolucjonizuje ten proces, oddając w ręce marketerów i właścicieli firm intuicyjny interfejs, w którym można centralnie zarządzać całym środowiskiem tagów. Nie ma potrzeby grzebania w kodzie – wystarczy jeden fragment JavaScript (tzw. kod kontenera GTM) wklejony w odpowiednie miejsce na stronie. Od tej pory GTM przejmuje zarządzanie wszystkimi tagami, a Ty możesz w przejrzystym panelu decydować, jakie kody mają się uruchamiać oraz w jakich sytuacjach.

To ogromne uproszczenie procesu analitycznego: łatwiejsze testowanie, brak niepotrzebnej korespondencji z działem IT i możliwość szybkiego reagowania na potrzeby kampanii marketingowych. Jeśli zależy Ci na dynamicznym rozwoju, bez spowalniania działań przez złożone procedury wdrożeniowe, GTM okaże się nieocenionym wsparciem.

Zastosowanie Google Tag Managera to oszczędność czasu i pieniędzy, zwłaszcza dla mniejszych i średnich firm, które nie dysponują dużymi zespołami deweloperskimi. Nie musisz angażować programistów za każdym razem, gdy chcesz coś zmienić w konfiguracji kodu śledzenia. Wszystkie tagi, wyzwalacze i zmienne masz pod ręką, a w razie potrzeby możesz testować zmiany w trybie podglądu, zanim wprowadzisz je na produkcję.

Dlaczego warto korzystać z Google Tag Managera?

Wdrażanie Google Tag Managera to nie tylko kwestia wygody. To również realna przewaga nad konkurencją, bo dzięki GTM możesz w bardziej elastyczny sposób zarządzać informacjami o zachowaniach użytkowników. W efekcie masz dostęp do szybszej i bardziej precyzyjnej analizy, co przekłada się na lepsze decyzje dotyczące kampanii reklamowych, pozycjonowania czy usprawnień w interfejsie strony.

Co daje nam GTM:

  1. Oszczędność czasu: nie musisz już pisać maili do działu IT z prośbą o wklejenie kolejnego kodu na stronę. Samodzielnie wprowadzasz nowy tag w panelu GTM, a efekty możesz zobaczyć w ciągu minut.
  2. Większa kontrola: masz wgląd w całą strukturę tagów Twojej witryny, co zmniejsza ryzyko chaosu. możesz zmieniać harmonogram uruchamiania kodów, wyłączać je tymczasowo lub modyfikować w zależności od akcji użytkownika.
  3. Lepsza wydajność strony: GTM ładuje skrypty asynchronicznie, co oznacza, że strona nie musi czekać na załadowanie każdego pojedynczego skryptu. Twoi użytkownicy widzą szybciej załadowaną witrynę, a Ty nie ryzykujesz utraty konwersji przez irytujące opóźnienia.
  4. Integracja z narzędziami marketingowymi: GTM obsługuje szereg popularnych tagów, w tym Google Analytics, Google Ads, Meta Pixel, LinkedIn Insight Tag, Hotjar, a nawet niestandardowe skrypty JavaScript. Dzięki temu możesz centralnie zarządzać wieloma źródłami danych bez rozdrabniania się na różne panele.
  5. Możliwość testowania i debugowania: Google Tag Manager wyposażony jest w narzędzie podglądu (tzw. Preview Mode), które pozwala testować nowe tagi i reguły na żywej stronie, ale niewidoczne dla użytkowników. To olbrzymie ułatwienie, bo minimalizuje błędy i niedoróbki, które mogłyby wpłynąć na jakość danych czy stabilność strony.

Czym są kontenery w Google Tag Manager?

Kontenery w Google Tag Managerze to sedno całego systemu. Można je porównać do swoistego „repozytorium” – miejsca, w którym przechowywane są wszystkie tagi, wyzwalacze i zmienne związane z Twoją witryną (lub aplikacją). Kiedy zakładasz konto w GTM, otrzymujesz unikalny fragment kodu JavaScript, który należy wkleić do Twojej strony (najczęściej w sekcji i ). Od tego momentu, to kontener przejmuje kontrolę nad zarządzaniem skryptami śledzenia.

Dzięki kontenerowi GTM wklejanie kodów z różnych narzędzi wykonujesz w jednym panelu konfiguracyjnym. Co więcej, GTM oferuje wersjonowanie – gdy wdrażasz nowe tagi, tworzona jest nowa wersja kontenera. Jeśli więc przypadkowo coś zepsujesz, możesz cofnąć się do poprzedniej wersji i przywrócić stabilną konfigurację.

Warto podkreślić, że do jednego kontenera możesz wrzucić wiele różnych tagów. Nie jest tak, że musisz posiadać osobny kontener do Google Analytics, a inny do Facebooka czy LinkedIna. Wręcz przeciwnie – integracja w jednym miejscu pozwala skuteczniej nimi zarządzać.

A co, jeśli zarządzasz kilkoma projektami i chcesz uporządkować dane? W takiej sytuacji możesz mieć osobne kontenery dla każdej domeny lub aplikacji, a każdy z nich będzie posiadał własny kod i własną konfigurację.

Kiedy zdecydujesz się na wdrożenie GTM, zauważysz, że w panelu pojawia się zakładka „Konta”. W każdym koncie można utworzyć wiele kontenerów. Najczęściej jednak mamy do czynienia z sytuacją: jedno konto – jeden kontener, przypisany do konkretnej witryny. Całością zarządzasz z poziomu przeglądarki: dodajesz tagi, ustalasz reguły aktywacji (wyzwalacze) i konfigurujesz zmienne. Po publikacji zmian kontener się aktualizuje i od tego momentu Twoja witryna działa w oparciu o nową konfigurację.
W praktyce stosowanie jednego kontenera na każdej domenie to najprostszy i najbardziej logiczny model dla większości firm. Jednak dla bardziej złożonych organizacji, z dużą liczbą projektów, można eksperymentować z bardziej zróżnicowanymi strukturami. Ważne jest to, że kontenery GTM oferują centralne, przejrzyste i wersjonowalne miejsce do przechowywania i obsługi skryptów śledzenia.

Co to są tagi w Google Tag Manager?

Tagi to fragmenty kodu, które pozwalają na monitorowanie zachowań użytkowników, śledzenie konwersji i gromadzenie danych w różnych narzędziach marketingowych.

Tagi mają szerokie zastosowanie. Możesz ustawić tag zbierający dane o otwieranych podstronach, aby sprawdzić popularność poszczególnych treści. Możesz też skonfigurować tag, który uruchamia się tylko wtedy, gdy użytkownik kliknie w konkretny przycisk (np. rejestracja, pobranie e-booka). Zaawansowani marketerzy wykorzystują tagi do śledzenia scrollowania strony, wypełnienia formularza czy nawet odtworzeń wideo. Każdy z tych elementów jest kluczowy, gdy chcesz zrozumieć, jak użytkownicy angażują się w Twoją witrynę i co ostatecznie przekonuje ich do konwersji.

Przydatne jest to, że Google Tag Manager dostarcza także gotowe szablony tagów, tzw. built-in tags. To znaczy, że jeśli chcesz dodać Google Analytics 4, Meta Pixel czy LinkedIn Insight Tag, wystarczy wybrać odpowiednią opcję z listy i wprowadzić podstawowe informacje (np. identyfikator konta). GTM automatycznie wygeneruje kod i wstawi go do Twojej strony. Oszczędzasz czas i minimalizujesz ryzyko błędów, bo nie musisz samemu pisać żadnych linijek JavaScript.

Rodzajów tagów jest wiele, ale w praktyce można je podzielić na kilka głównych kategorii:

  • Tagi analityczne – np. Google Analytics, który śledzi odwiedziny, współczynnik odrzuceń, czas spędzany na stronie i wiele innych parametrów.
  • Tagi reklamowe – Google Ads Conversion Tracking, Meta Pixel, Bing Ads i inne. Służą do rejestrowania konwersji oraz optymalizacji kampanii reklamowych.
  • Tagi remarketingowe – pozwalają na tworzenie list odbiorców, którzy odwiedzili Twoją stronę, byś mógł do nich kierować spersonalizowane komunikaty.
  • Tagi niestandardowe – to skrypty, które możesz stworzyć lub wprowadzić samemu, np. do analizy scrollowania, klikalności przycisków czy integracji z usługami firm trzecich (Hotjar, Crisp Chat itp.).

Co to są wyzwalacze w Google Tag Manager?

Wyzwalacze (ang. triggers) to mechanizm, który pozwala ustalić, kiedy i pod jakimi warunkami określony tag ma się uruchomić. Jeżeli tagi to „agenci” zbierający dane, to wyzwalacze są „sygnałami startowymi”. Przykładowo, możesz chcieć zarejestrować konwersję tylko wtedy, gdy użytkownik kliknie w przycisk „Kup teraz”. W takim wypadku tworzysz wyzwalacz oparty na kliknięciu w dany element DOM strony, a GTM uruchomi stosowny tag (np. Google Ads Conversion Tracking).

W Optima Media niejednokrotnie wdrażaliśmy monitorowanie zaangażowania użytkowników w czytanie artykułów na stronach klientów. Ustawialiśmy wyzwalacz, który rejestruje scrollowanie do 50% długości strony. Gdy odwiedzający przewinie artykuł do połowy, GTM wywołuje tag, który rejestruje zdarzenie w Google Analytics. Takie podejście pozwala nam zmierzyć, jak wartościowe dla czytelników są publikowane treści, a nie tylko czy w ogóle w nie kliknęli.

Przykłady wyzwalaczy, które możesz spotkać w GTM:

  • Page view (wczytanie strony) – tag uruchamiany automatycznie po wejściu na stronę.
  • Click – tag aktywowany w momencie kliknięcia w dany element, np. przycisk, link, obrazek.
  • Scroll depth – rejestracja, do jakiego poziomu użytkownik przewinął stronę.
  • Form submission – śledzenie wysłania formularza kontaktowego, newslettera czy rejestracji na webinar.
  • Custom event – własne zdarzenie np. user_logged_in czy checkout_completed, w zależności od logiki Twojej aplikacji.

Co to są zmienne w Google Tag Manager?

Zmienne w GTM to element, który umożliwia dynamiczne działanie tagów i wyzwalaczy, czyniąc Twoją analitykę bardziej precyzyjną i dostosowaną do indywidualnych potrzeb biznesu. Wyobraź sobie, że chcesz śledzić kliknięcia w różne przyciski, ale każdy z nich posiada inny tekst. Dzięki zmiennej Click Text, GTM może rozróżnić, który konkretnie przycisk został naciśnięty. Oznacza to, że w raporcie zobaczysz informacje typu: „Użytkownik kliknął w przycisk Zobacz ofertę” zamiast jedynie „Użytkownik kliknął w jakiś przycisk”.

Zmienne mogą przyjmować rozmaite formy – od stałych (np. identyfikator Twojego konta Google Analytics), przez zmienne wbudowane (np. Page URL, Click Classes), aż po zmienne niestandardowe, definiowane w oparciu o Twoją własną logikę i potrzeby. Dla bardziej zaawansowanych wdrożeń można też korzystać z tzw. warstwy danych (Data Layer), skąd zmienne pobierają informacje o produktach, wartościach koszyka czy typach użytkownika.

Przykłady zastosowania zmiennych:

  • Adres URL strony – jeśli Twoja witryna ma wiele podstron i chcesz różnie traktować każdą z nich, możesz skonfigurować regułę, która w zależności od zmiennej Page URL uruchamia określony tag.
  • Kliknięty tekst – idealne do analizy, który link w menu jest najczęściej wybierany lub które CTA generuje najwięcej interakcji.
  • Nazwa produktu – w sklepach internetowych możesz mierzyć, jakie konkretnie produkty lub kategorie są najczęściej oglądane bądź dodawane do koszyka.
  • User ID – jeśli Twoja strona ma system logowania, możesz rejestrować aktywność konkretnych użytkowników (w anonimowej formie) i monitorować, jak powracają do Twoich usług.

Zastosowanie zmiennych sprawia, że GTM staje się narzędziem nie tylko do prostego wdrażania skryptów, ale także do budowania zaawansowanej strategii analitycznej, opartej na realnych danych i kontekście interakcji użytkowników ze stroną.

Czym jest warstwa danych?

Warstwa danych (ang. Data Layer) to element architektury Google Tag Managera, który pozwala przechowywać i wymieniać informacje pomiędzy stroną internetową a kontenerem GTM. Można ją porównać do pudełka, w którym składasz wszystkie istotne dane na temat bieżącej sytuacji – np. wartości transakcji, nazw produktów, identyfikatorów użytkownika czy fazy lejka sprzedażowego. Gdy GTM potrzebuje pozyskać te dane, zagląda właśnie do warstwy danych i tam odnajduje wszystkie niezbędne informacje.

W tradycyjnym modelu, jeśli chciałeś przesłać do Google Analytics wartość zamówienia, musiałeś modyfikować kod na stronie konwersji i wrzucać tam fragment JavaScript, który odczytywał tę wartość i przekazywał do GA. Z warstwą danych wystarczy, że w momencie dokonania zakupu „wywołasz” w niej zdarzenie (np. purchase), do którego dołączysz informacje takie jak ID transakcji, kwotę, listę kupionych produktów. Następnie GTM, analizując to zdarzenie, może automatycznie uruchomić odpowiedni tag i przesłać dane do Analytics, Ads, czy dowolnego innego narzędzia marketingowego. To znacząco przyspiesza i upraszcza cały proces, minimalizując liczbę miejsc w kodzie, które wymagają zmian.

Czym różni się Google Tag Manager od Google Analytics?

Google Analytics (GA) to platforma do gromadzenia i analizowania danych o ruchu i zachowaniu użytkowników na stronie. Daje wgląd w liczbę odwiedzin, współczynnik odrzuceń, ścieżki konwersji czy profile demograficzne odwiedzających.

Z kolei Google Tag Manager nie zajmuje się analizą danych, lecz zarządzaniem kodami śledzenia, w tym – między innymi – kodem Google Analytics. Innymi słowy, GA to narzędzie do interpretacji statystyk, a GTM to narzędzie do sprawnego wdrażania i konfigurowania skryptów, które te statystyki zbierają.

Google AnalyticsGoogle Tag Manager
narzędzie raportowe i analityczne – to tam zobaczysz, ile osób odwiedziło Twoją stronę, jak długo na niej przebywały, skąd przyszły, co dokładnie kliknęły, jakie ścieżki konwersji przeszły itp. GA daje wgląd w to, co się dzieje i dlaczego.narzędzie do wdrożeń i zarządzania skryptami – tam definiujesz tagi, reguły (wyzwalacze) i zmienne, decydując o tym, jakie dane w ogóle mają trafić do Google Analytics (lub do innych narzędzi). GTM pomaga konfigurować i modyfikować te skrypty bezpośrednio, bez wielokrotnego „grzebania” w kodzie źródłowym Twojej witryny.

Oficjalna pomoc Google Tag Manager.

Remarketing w Google Ads

Remarketing pełni bardzo ważną rolę w tworzeniu strategii marketingowej Twojej firmy. Jego celem jest przypomnienie Klientowi o ofercie oraz przekonanie Go, aby dokonał konwersji (wysłanie formularza, wykonanie połączenia telefonicznego, dokonanie zakupu) w obrębie witryny.

Jak to działa?

Użytkownik odwiedził naszą stronę, lecz nie wykonał żadnej pożądanej przez nas konwersji. Następnie, przeglądając inne strony w sieci, napotyka na naszą reklamę (w przypadku reklam graficznych) zawierającą oglądaną wcześniej ofertę. Klikając w baner trafia na konkretną podstronę ofertową, gdzie dokonuje konwersji lub innej określonej przez nas czynności.

Idealny scenariusz, prawda? Oczywiście taka forma reklamy będzie skuteczna tylko po jej odpowiednim przygotowaniu. Google oferuje kilka możliwości segmentacji użytkowników, w zależności od czynności, jakie wcześniej wykonywali w obrębie naszej witryny:

  • porzucili koszyk na etapie zakupowym
  • przebywali na stronie określoną ilość czasu nie dokonując przy tym konwersji
  • przeglądali dany produkt, ale nie dodali go do koszyka
  • dokonali zakupu na stronie miesiąc temu
  • odwiedzili konkretną podstronę

To tylko kilka przykładów, jak targetować naszą reklamę. Możemy też tworzyć własne grupy użytkowników korzystając z danych Google Analytics. 

Dla każdej z tych grup warto przygotować odpowiedni przekaz, zwiększając szansę na dokonanie konwersji.

Rodzaje remarketingu

Poza standardowym remarketingiem, czyli stworzeniem reklamy graficznej oraz grupy odbiorców, istnieje jeszcze kilka jego typów:

Remarketing dynamiczny

W większości przypadków wykorzystywany przez sklepy internetowe. Użytkownikom wyświetlane są reklamy zawierające konkretne produkty, które wcześniej przeglądali na naszej stronie. W tym przypadku nie musimy tworzyć kreacji graficznych – system Google Ads na podstawie pliku produktowego z systemu Merchant Center sam pobierze ceny, nazwy oraz zdjęcie produktu.

Remarketing w wyszukiwarce

Reklama wyświetla się użytkownikom, którzy odwiedzili wcześniej naszą stronę, a następnie dokonali kolejnych zapytań w wyszukiwarce na reklamowane przez nas słowa kluczowe.

Remarketing video

Prowadzisz kanał na YouTube? – Świetnie! Wykorzystaj remarketing, aby ponownie zainteresować użytkowników, którzy np. obejrzeli dowolny film na Twoim kanale, zasubskrybowali go lub dodali komentarz pod filmem.

 

Remarketingowe listy adresów e-mail

Pozwalają kierować reklamę na listę adresów e-mail w domenie gmail.com naszych klientów. Dzięki sprecyzowanej liście użytkowników możemy stworzyć odpowiednio dopasowane reklamy i poinformować klientów np. o nadchodzącej wyprzedaży.

 

Zalety remarketingu

Sieć reklamowa Google to ponad 2 miliony witryn, które docierają do 90% użytkowników. Dlatego zasięg reklam jest naprawdę imponujący. Warto więc odpowiednio skonfigurować kampanię remarketingową, aby trafić do potencjalnych klientów.

Dzięki precyzyjnemu kierowaniu reklamy zwiększamy szansę na konwersję. Użytkownicy, którzy np. dodali do koszyka dany produkt, ale nie dokonali zakupu, mogą wyświetlić reklamę zawierającą rabat na konkretne modele. Taka forma reklamy z pewnością przyciągnie uwagę potencjalnych klientów.

Nie daj się zapomnieć!

Są klienci, którzy odwiedzili naszą stronę, oglądali produkty/usługi, ale nie pojawili się ponownie od dłuższego czasu. Dla takich użytkowników również warto stworzyć reklamę i np. poinformować o przecenach czy wyprzedażach.

Remarketing to także stosunkowo niskie koszty oraz znacznie łatwiejsze i szybsze zachęcenie do skorzystania z oferty użytkownika regularnie odwiedzającego naszą witrynę. Dlatego warto jak najszybciej uwzględnić remarketing w strategii promocji swojej firmy.

Długofalowe reklamy cyfrowe niedoceniane przez reklamodawców? Wyniki najnowszego badania

Działania długofalowe przynoszą efekty?

Inflacja i spowolnienie gospodarcze spowodowały, że marketerzy ze szczególną uwaga przyglądają się inwestycjom w różne działania reklamowe. Dodatkowo oczekują, że w bardzo krótkim czasie inwestycja się zwróci i jeszcze przy tym zarobią. Chodzi także o działa skupione na budowaniu marki i długofalowych korzyściach biznesowych. Jednocześnie z badania wynika, że w kanałach cyfrowych spędzamy więcej czasu, bo aż 72% poświęconemu odbioru medialnym.

Nowe i niezależne badania przeprowadzone przez firmy Nielsen, Nepa i GfK na zlecenie Meta, odpowiadają na to pytanie i pokazują, że reklama cyfrowa i aplikacje Meta przynoszą długoterminowy zwrot z inwestycji. Wykorzystując zaawansowane modelowanie kompozycji marketingowej, przeprowadzono pięć badań w różnych europejskich krajach i różnych sektorach – w tym produktów szybkozbywalnych oraz dóbr trwałych i elektroniki. Przeanalizowano ponad 3 500 kampanii aby obliczyć krótko- i długoterminowy zwrot z inwestycji w reklamy w różnych kanałach mediowych.

Czego jeszcze dowiadujemy się z badań?

Dowiadujemy się na przykład tego, że budowanie marki ma zasadnicze znaczenie dla długofalowych wyników biznesowych. Niestety firmy nie doceniają całkowitej wartości reklamy, jeśli nie mierzą jej długofalowego wpływu. W analizie długofalowy zwrot stanowił prawie 60% całkowitego ROI.

Drugą rzeczą, o której się dowiadujemy jest taka, że kanały cyfrowe, takie jak Facebook, Instagram, wideo online i digital display mają bardzo istotny, długoterminowy wpływ na przychody. Facebook i Instagram przewyższyły telewizję pod względem całkowitego zwrotu z inwestycji (uwzględniające krótko- i długoterminowe ROI) w czterech z pięciu badań. Dodatkowo aplikacje firmy Metą zapewniały o 52% wyższy całkowity zwrot z inwestycji niż w przypadku przeciętnego kanału.

Efekty różnią się od branży

Wyniki badania mówią też trochę o branżach, w których się reklamujemy. W przypadku dóbr trwałych i elektroniki, prawie 80% wydatków reklamowych generowało długoterminowe zwroty. W przypadku szybkozbywalnych dóbr, krótkoterminowy ROI przewyższał 42%. Jednak nawet w przypadku tego sektora, długoterminowe efekty przyniosły znaczny zwrot, który nie zostałby zmierzony patrząc tylko na krótkoterminowy wpływ działań reklamowych. Heineken, jedna z marek biorących udział w badaniu, stwierdził, że zwrot z wydatków reklamowych na Facebooku i Instagramie jest w istocie wyższy o 71%, po uwzględnieniu efektów długoterminowych.

To badanie w bardzo jasny sposób pokazuje, że firmy nie doceniają reklamy cyfrowej, jeśli patrzą tylko na jej krótkoterminowe efekty. Zidentyfikowano również sposoby, dzięki którym marki korzystające z aplikacji Meta, mogą generować jeszcze większa korzyści.

Reklama na YouTube a domykanie sprzedaży

YouTube jest jednym z tych kanałów komunikacji, który z pewnością nie jest jeszcze w pełni doceniany przez polskich marketerów i właścicieli firm. Być może właśnie teraz nadszedł czas na zmiany. A wszystko dzięki ciągłemu rozwojowi i udostępnianiu nowych form reklamy zapewniających możliwość domknięcia lejka sprzedażowego. Oto krótki przewodnik po nich.

Z artykułu dowiesz się:

  • jak ewoluowały reklamy na YouTube,
  • jakie są możliwości domykania lejka sprzedażowego na YouTube,
  • czym są reklamy True view for action oraz True view for shopping,
  • na czym polega targetowanie Custom intent,
  • jak przeprowadzić skuteczną kampanię sprzedażową z wykorzystaniem powyższych formatów.


Kiedy przeczytasz ten tekst, YouTube wzbogaci się o około 1200 godzin nowego wideo. Tak, to nie pomyłka. Według statystyk przeciętnie co minutę portal zasilany jest 300 godzinami materiału. Co więcej, zakładając, że przeczytanie tego tekstu zajmie Ci 4 minuty, w tym czasie na całym świecie w serwisie odtworzone zostanie około 2,7 mln godzin nagrań 1. Imponujące, prawda? Choćby z tych powodów, świadczących o niezwykłym zasięgu tego medium, warto zastanowić się nad możliwościami jego wykorzystania w działaniach biznesowych, nie tylko tych wizerunkowych. 

Rosnąca popularność YouTube i jego elastyczność jest jednym z czynników, dzięki którym portal wygrywa z klasyczną telewizją. Według badań do 2025 roku połowa amerykanów do 32 roku życia nie będzie korzystała z usług klasycznej telewizji. Źródło: https://www.thinkwithgoogle.com/consumer-insights/video-trends-where-audience-watching/

Dlaczego jednak o tym piszę? Ponieważ YouTube to jeden z tych kanałów komunikacji, który pomimo ogromnych zasięgów, wciąż nie jest brany pod uwagę przez wiele marek, jako naturalna przestrzeń realizacji swoich celów marketingowych i biznesowych. Powodów jest kilka, ale najważniejsze z nich to nieco archaiczne już przekonanie o wysokich kosztach produkcji materiałów wideo potrzebnych do reklamy w tym medium oraz opinia o braku formatów reklamowych, które bezpośrednio wspierałyby sprzedaż. O ile z pierwszym argumentem można jedynie dyskutować, drugi jest już wyłącznie kwestią przeszłości.

Jak YouTube wspiera sprzedaż?

Jak przyznaje Josh Lewandowski, główny designer UX YouTube, platforma zakładała początkowo, że intencją jej użytkowników jest przede wszystkim bierne oglądanie materiałów wideo i poszukiwanie rozrywki2 . Rzeczywiście, aby znaleźć echa tego przekonania wystarczy przeanalizować starsze formaty reklamowe dostępne w ramach portalu. Ich głównym przeznaczeniem było wyświetlanie użytkownikom treści związanych z markami, a więc budowanie świadomości na ich temat. Z czasem zauważono jednak, że samo oglądanie to za mało, a użytkownicy chętnie angażują się w interaktywne funkcje, jak np. ankiety. Diagnoza tego typu okazała się przełomem w myśleniu o formach promocji. Do klasycznych, budujących świadomość, formatów zaczęły dołączać te, które mają na celu budzić zaangażowanie i określone konwersje. 

Innymi słowy, YouTube zdając sobie sprawę z konieczności całościowego budowania doświadczenia na linii marka-klient, ale także na wzrastającej gotowości tych ostatnich do wchodzenia w interakcje z podmiotami rynkowymi, wyszedł naprzeciw potrzebom reklamodawców i właścicieli biznesu i zaoferował zupełnie nowe formaty reklamy, których celem jest budowanie konwersji. Oto ich przegląd.

True view for action  

True view for action to jeden z najnowszych formatów reklamowych dostępny w standardzie In-Stream – reklama wideo odtwarzana przed, w trakcie lub po filmie, możliwa do pominięcia po 5 sekundach. Format, jak sama nazwa wskazuje, został stworzony z myślą o zawężaniu lejka sprzedażowego i budowaniu konkretnych akcji wśród odbiorców. 

Na czym polega różnica w stosunku do wcześniejszych form In-Stream? Przede wszystkim reklamodawca ma możliwość dodania do wideo krótkiego nagłówka, który może przedstawiać główną myśl działania oraz wygodnego przycisku wzywającego do akcji i prezentującego jego intencje (np. zakup, przejście na witrynę, pobranie pliku). W przypadku nagłówka do dyspozycji ma 15 znaków, CTA to z kolei już tylko 10 znaków.

 
Zaletą reklamy True view for action jest możliwość dodawania spersonalizowanych nagłówków i przycisku wzywającego do działania. Źródło grafiki: https://support.google.com/google-ads/answer/9206810?hl=en

To jednak nie wszystko. Jeśli zainteresujemy użytkownika portalu swoją reklamą, w konsekwencji czego ten obejrzy ją w całości, na jej końcu zostanie wyświetlona duża plansza z wyraźnym buttonem zachęcającym do akcji. Czas prezentacji tego rodzaju komunikatu jest zależny od urządzenia i trwa: 7 sekund w przypadku desktopu i 5 sekund w przypadku urządzeń mobilnych.

Pozornie nowe funkcjonalności nie są więc rewolucją, ale stanowiły pierwszy zdecydowany krok platformy ku restrukturyzacji podejścia do filozofii reklamowej, która ma kusić już nie tylko odpowiadającym na potrzeby użytkowników contentem, ale także możliwością realizacji kompleksowego procesu sprzedażowego inicjowanego przez budowanie świadomości, a finalizowanego przez budzenie zaangażowania w konkretne działanie. Właśnie w tym ostatnim przypadku świetnie sprawdzają się reklamy True view for action.

Opisywane podejście wyraża sam YouTube, który przyznaje, że wdrożenie omawianej tu reklamy w swój plan promocyjny będzie skutkowało 3-4 razy wyższym współczynnikiem uzyskanych konwersji w porównaniu do innych formatów dostępnych na platformie. Z pewnością jest to dobry krok i dobra wiadomość dla wszystkich, którzy szukają nowych kanałów sprzedaży. 

Wszystko brzmi tak dobrze, że pora zastanowić się nad „słabymi” stronami tej formy. Jakie są więc haczyki, na które powinniśmy się przygotować, decydując się na True view for action? Nie ma tu jednoznacznych odpowiedzi. Niektóre słabe strony w pewnych okolicznościach mogą być bowiem uznane za atut i odwrotnie. Stąd zaznaczam, że prezentowane tu poglądy są subiektywne i wynikają z mojego doświadczenia. Przede wszystkim warto pamiętać, że system Google Ads, do którego należą reklamy w YouTube działa w oparciu o mechanizm maszynowego uczenia się. Oznacza to, że zaawansowane algorytmy sprawdzają i dobierają konfiguracje, które pozwolą osiągnąć nam najlepsze cele określane na etapie tworzenia reklamy. Gdzie tu zapowiadane niedogodności? Otóż mechanizm uczenia się wymaga pewnego czasu, podczas którego nie powinniśmy wprowadzać zmian w kampaniach, aby system sam ocenił, jak najlepiej działać. Czas potrzeby na te czynności według różnych źródeł waha się od 7 do 14 dni. Z pewnością więc kampanie tego typu nie są błyskawiczne i nie sprawdzą się przy niskich budżetach. Mówiąc wprost, zanim reklama przyniesie wymierne efekty, część środków zostanie wydana na testy, stąd też ich powodzenie i użycie należy zawsze rozpatrywać w perspektywie długoterminowej, co dla niektórych producentów może stanowić pewną niedogodność.

Wiemy już co nieco o możliwości budowania zaangażowania prowadzącego do sprzedaży za pomocą reklam True view for action. Nie jest to jednak jedyna możliwość realnego i bezpośredniego domykania lejka sprzedażowego na platformie. Kolejnym, jeszcze bardziej obiecującym pod tym względem formatem promocyjnym, jest reklama True view for shopping.

True view for shopping

True view for shopping to, jak sama nazwa wskazuje, format stworzony z myślą o właścicielach sklepów internetowych. Dlaczego warto się nim zainteresować? Dane statystyczne pokazują, że nawet 70 milionów użytkowników odwiedza YouTube’a każdego miesiąca, aby utwierdzić się w swojej decyzji zakupowej. Jednocześnie 47% dorosłych amerykanów przyznaje, że platforma pomaga im przynajmniej raz w miesiącu w konkretyzacji takiego postanowienia3 . Biorąc pod uwagę te liczby, nie sposób nie dojść do wniosków, że witryna, która jeszcze niedawno była kojarzona głównie z rozrywką i czasem spędzanym na bezmyślnym oglądaniu materiałów wideo, może stanowić wymierne i cenne źródło transakcji dla e-commerce. Pomogą w tym omawiane reklamy True view for shopping. 

Dzięki reklamie True view for shopping możesz realnie powiązać swoją reklamę wideo z oferowanymi produktami. Wybrany asortyment zostanie wyświetlony pod wideo. Źródło: https://www.blog.google/products/ads/making-travel-and-shopping-easier-for/

Podobnie, jak w przypadku wcześniej omawianego formatu, reklamy dostępne są w standardzie In-Stream i dają możliwość bezpośredniego zaprezentowania oferowanych produktów za pomocą specjalnych kart oraz plansz końcowych. Asortyment, który chcemy przedstawić, pobierany jest automatycznie z Google Merchant Center, a jego zakres jest ustawiany podczas tworzenia reklamy. Produkty mogą wyświetlać się zarówno w oparciu o mechanizmy remarketingu dynamicznego – a więc być kierowane do tych, którzy już odwiedzili naszą witrynę – jak również, w czym widzę największy potencjał, mogą być dobierane na podstawie specjalnych filtrów ustawianych przez reklamodawcę.

Zważając na to wszystko nie sposób nie zauważyć, że format idealnie trafia w oczekiwania właścicieli sklepów internetowych, którzy przed wprowadzeniem reklamy tego rodzaju mieli duży problem, aby prezentować swoje produkty bezpośrednio, umożliwiając jednocześnie przejście do sklepu. Był to jeden z powodów, które wywoływały niechęć wielu marek do konsekwentnej obecności w tym medium. Tego typu rozterki są jednak już wyłącznie wspomnieniem. 

Wraz z implementacją formatu reklamowego możliwe jest więc bezpośrednie przejście z oglądanego wideo do produktu, a w konsekwencji jego wygodny zakup. Co więcej, z uwagi na to, że treści tworzone są dynamicznie, reklama świetnie wygląda na wszystkich rodzajach urządzeń, z których korzystają konsumenci, co w omnichannelowej rzeczywistości ma ogromne znaczenie dla całościowej strategii budowania kontaktu z marką. 

Podsumowując, True view for shopping stanowi kolejny po wcześniej umawianym True view for action format, który wspiera sprzedaż za pomocą reklamy wideo. Stanowi też naturalne następstwo działań wizerunkowych prowadzonych na wcześniejszych etapach lejka. Sama reklama jednak nie spełni pokładanych w niej oczekiwań, jeśli będzie trafiać do odbiorców, którzy nie są zainteresowani kupnem naszych produktów. Również w tym względzie YouTube posiada narzędzia, które pozwalają zintensyfikować sprzedaż.

Custom intent, czyli czego szukają klienci?

Znamy już dostępne formaty reklamowe, które umożliwiają sprzedaż na popularnym portalu. Podkreślę to jeszcze raz, wiedza z zakresu ich technicznej specyfikacji jednak nie wystarczy, aby realnie realizować cele biznesowe. Konieczny jest odpowiedni mechanizm dotarcia do właściwych odbiorców, czyli targetowanie nastawione na konwersje. Również w tym wypadku YouTube poczynił korzystne zmiany, a szczególnie cenną, z naszej perspektywy, opcją stało się kierowanie Custom intent. 

Custom intent to nic innego, jak mechanizm dotarcia reklamy korzystający z danych wyszukiwania. Jak wszyscy wiemy, YouTube należy do środowiska reklamowego Google, co zapewnia mu niemal nieograniczony dostęp do informacji o nawykach użytkowników sieci dotyczących poszukiwania informacji. Jedynie kwestią czasu było ich zintegrowanie i dostarczenie narzędzia, które umożliwi wyświetlanie odpowiednich materiałów wideo na podstawie indywidualnych wyników poszukiwanych w Google.

Znów odwołajmy się do statystyk. Dane pokazują, że wyszukiwarka Google w Polsce jest niekwestionowanym numerem 1. Korzysta z niej ponad 98% polskich internautów4. Służy ona również, jako metoda poszukiwania i kształtowania decyzji zakupowych. Według badań, przeciętnego konsumenta od ostatecznej decyzji zakupowej dzieli od 7 do 13 wyszukiwań danej frazy5. Custom intent korzysta z tych mechanizmów, wiążąc oba środowiska i zapewniając reklamodawcom dogodne narzędzie kształtowania i intensyfikowania decyzji konsumenckich.

Wyszukiwarka Google to numer jeden wśród narzędzi tego typu w Polsce. Źródło: http://gs.statcounter.com/search-engine-market-share/all/poland/#monthly-201906-201906-bar

Mówiąc inaczej, dzięki integracji danych YouTube doskonale wie, jakie produkty dany użytkownik wyszukiwał w Google i na tej podstawie może wyświetlić mu spersonalizowane reklamy, gdy ten opuszcza przeglądarkę i relaksuje się oglądając wideo. Wyobraź sobie, że prowadzisz firmę zajmującą się sprzedażą mebli. Gdy Twój potencjalny klient poszukuje sofy do swojego salonu i skorzysta w tym celu z wyszukiwarki, możesz do niego dotrzeć ze swoją ofertą również później za pomocą spersonalizowanego komunikatu reklamowego w formie wideo. Co więcej, korzystając z wyżej opisanych form reklamy,  zachęcisz go jednocześnie do wejścia na swoją stronę, gdzie znajdzie więcej interesujących go materiałów (True view for action), a nawet zapewnisz propozycje konkretnych produktów, idealnie tych, które potrzebuje w danej chwili (True view for shopping). A wszystko to w ramach jednej reklamy na YouTube. Prawda, że brzmi dobrze?

W czym jeszcze tkwi skuteczność tego typu kierowania? Istotne jest to, że Custom intent dobiera użytkowników, bazując na ich 7-dniowej historii wyszukiwania. Krótki okres pomiędzy aktywnością konsumenta a możliwością wyświetlenia mu komunikatu reklamowego sprawia, że prawdopodobieństwo tego, że jego potrzeba zakupowa nie została jeszcze zrealizowana, jest bardzo duże. Równie duże, jak Twoje szanse na ich zaspokojenie i zysk. Ponadto krótki okres sprzyja również motywacji do zapoznania się z całością reklamy. Doświadczenie w tej kwestii jest jasne, osoby, które otrzymują spersonalizowane treści promocyjne, oglądają je znacznie chętniej i dłużej. A przecież o to w tym chodzi, aby zaskarbić ich cenną uwagę. Nie bez znaczenia jest też wielokanałowy mechanizm odpowiadania na potrzeby konsumenta. Dzięki temu, że dopasowany komunikat reklamowy wyświetlany jest w nowym miejscu – wszak dla przeciętnego użytkownika YouTube i Google to dwa zupełnie różne kanały – promocja jest bardziej sugestywna i naturalna. Jak więc widać, decydując się na kierowanie tego typu, po naszej stronie mamy również psychologię. 

I jeszcze jedna uwaga – cena tego typu kampanii. W tradycyjnych typach kierowania, które nastawione są na masowego odbiorcę, koszt wyświetlenia reklamy może być bardzo niski, ale równie niskie będzie prawdopodobieństwo konwersji. Dzieje się tak, ponieważ grupa docelowa niekoniecznie rzeczywiście wykazuje potrzebę konsumpcyjną. Inaczej jest w przypadku omawianego podejścia. Reklama kierowana za pomocą Custom intent może być droższa, jednak o wiele bardziej efektywna. Trafiamy w końcu do osób, które szukają danej usługi czy produktu, są więc o wiele bardziej zdecydowane na ich zakup. W ogólnym rozrachunku zyskujemy. Nie dajmy się więc zwieść złudzeniom i fałszywym obietnicom wielu „specjalistów”. Do analizy wyników naszych działań podchodźmy strategicznie i miejmy świadomość szerokiego kontekstu, którym jest specyfika danej formy reklamowej i jej kierowania. Po lekturze tego tekstu, mam nadzieję, nie będzie to już dla Ciebie problemem.

Jak sprzedawać na YouTube?

Masz już sporą wiedzę na temat możliwości domykania lejka sprzedażowego na YouTube za pomocą dostępnych tam narzędzi reklamowych. Wiesz także jak wyglądają techniczne możliwości wykorzystania poszczególnych form reklamy. Ta wiedza wymaga jednak jeszcze jednego elementu, dzięki któremu Twoje kampanie wejdą na zupełnie nowy poziom sprzedaży. Jest nim opracowanie całościowego planu obecności na platformie, który będzie zmierzał do domknięcia projektowanego lejka. Pozwól więc, że kończąc, przekaże Ci kilka myśli z tym związanych. Zacznijmy, a jakże, od danych statystycznych.

Grafika za: https://www.thinkwithgoogle.com/advertising-channels/video/youtube-user-behavior-research/

Powyższa grafika przedstawia aktywności, które cieszą się największym powodzeniem wśród społeczności portalu. Jak widać, czołowe miejsce wśród nich zajmuje pragmatyczna chęć zdobycia praktycznej wiedzy i informacji. Gdy podejdziemy do tych danych globalnie i zsumujemy oczekiwania użytkowników biorąc pod uwagę kategorię ich potrzeb, okazuje się, że zdumiewającą przewagę zyskują te pragnienia, które związane są z contentem dostarczającym wymiernej wartości i inspiracji. Tradycyjne oczekiwania skupione na rozrywce przegrywają ten wyścig.

Jaki jest z tego wniosek? Aby sprzedawać na YouTube, nie wystarczy jedynie prezentowanie swoich produktów, należy zapewniać użytkownikom content, którego potrzebują, a w odpowiednim momencie umożliwić interakcję z oferowanym produktem. Podstawowym krokiem do opracowania własnej strategii jest więc odpowiedź na pytanie, czego pragnie mój klient w kontekście oferowanych przeze mnie produktów. Następnie powinniśmy dostarczyć mu ukierunkowane na te potrzeby treści, np. w formie poradników wideo, krótkich lifehack’ów i opatrzyć je powiązanym tematycznie bądź funkcjonalnie asortymentem. Teraz proces ten jest łatwiejszy niż kiedykolwiek. Dzięki targetowaniu na podstawie wyszukiwania, wiemy, co interesuje odbiorców naszych reklam, a wskazane formy promocji pomogą powiązać je z naszym asortymentem. Idealny scenariusz na domknięcie sprzedaży w ramach YouTube. 

Niżej znajdziesz kilka wniosków, które uporządkują wszystko, co znalazłeś wyżej. 

Wnioski:

  • Myśl jak klient – wiesz już, jak technicznie dotrzeć ze swoim asortymentem do klienta, pamiętaj jednak, aby myśleć jak on i wychodzić naprzeciw jego potrzebom. Dopiero na tak rozumianej bazie, prezentuj swoje produkty.
  • Pamiętaj o lejku – sprzedaż to wieloetapowy proces. Nie zapominaj, że opisywane tu metody nie zadziałają, jeśli klient nie będzie miał świadomości i zaufania do Twojej marki. Aby je zdobyć, na wczesnym etapie budowania lejka korzystaj także z innych dostępnych form i sposobów promocji na YouTube.
  • Bądź zdecydowany – opisane metody domykania sprzedaży i budowania konwersji wymagają Twojego zdecydowania i jasnego określenia, jaki jest Twój cel. Zanim więc zaczniesz ustawiać kampanię, jasno określ, co dokładnie ma ona spowodować (przejście do strony, dodanie produktu do koszyka, odzyskanie porzuconego koszyka).
  • Myśl całościowo – pamiętaj, że reklama to nie wszystko. Za pomocą opisanych tu formatów możesz skierować potencjalnego klienta na swoją stronę bądź kartę produktową. To jednak nie koniec jego podróży, przyjrzyj się czy sam proces dodania do koszyka lub finalizacji transakcji nie są zbyt oporne i nie zniechęcają do ostatecznego zakupu. Myśl całościowo!
  • Nie bój się pytać – pytaj swoich klientów o ich potrzeby i zainteresowania. Opisane tu metody zadziałają w pełni wyłącznie wtedy, gdy będą skrojone na miarę aktualnych deficytów konsumentów.

Jeśli przeczytałeś ten artykuł w całości, masz już odpowiednią wiedzę i wiesz, z jakich narzędzi powinieneś skorzystać. Potrzebujesz jeszcze tylko odpowiedniego materiału wideo, ale to już zupełnie inna bajka, na której Ty sam znasz się najlepiej. Kto w końcu lepiej zna swoich klientów, ich potrzeby i preferencje estetyczne? Powodzenia! 

Źródła:

  1 https://www.omnicoreagency.com/youtube-statistics/
  2 https://www.thinkwithgoogle.com/advertising-channels/video/youtube-user-behavior-research/
  3 https://www.blog.google/products/ads/google-delivers-new-app-and-video-ad-innovations-for-the-mobile-first-world/
  4 http://gs.statcounter.com/search-engine-market-share/all/poland
  5 https://www.salestube.pl/blog/kampania-na-youtube-czy-z-tej-maki-bedzie-sprzedaz/

Źródła ruchu bezpośredniego w Google Analytics (klasyfikacja ruchu i metody optymalizacji)

Z artykułu dowiesz się:

  • czym są źródła w Google Analytics,
  • czym jest ruch bezpośredni,
  • w jaki sposób ruch bezpośredni jest klasyfikowany przez Google Analytics,
  • poznasz strategie, dzięki którym możliwe stanie się zmniejszenie udziału ruchu bezpośredniego w raportach,
  • zyskasz informacje, dzięki którym wdrożysz efektywniejsze metody pozyskiwania przyszłych użytkowników i konwersji.

Czym są źródła w Google Analytics?

Każdy właściciel strony internetowej chce, aby jego miejsce w sieci było odwiedzane jak najczęściej. W tym celu podejmuje szereg działań, które mają na celu zwiększenie ilości osób wchodzących na witrynę. Sama metoda ilościowa jednak nie wystarczy. Wraz ze wzrostem odnotowywanych sesji konieczne jest wdrożenie odpowiednich mechanizmów mierzenia ich pochodzenia. Tutaj nieocenioną pomocą okazują się źródła ruchu w Google Analytics.

Sekcję źródło/medium znajdziemy wśród standardowych raportów Google Analytics

Źródła to nic innego, jak określenie „miejsca”, z którego pochodzi ruch odnotowywany na danej stronie internetowej. To informacja skąd trafia do nas dany użytkownik. Mogą to być między innymi: wyszukiwarka (Google, Bing), określona domena (onet.pl), ruch pochodzący z płatnych wyników wyszukiwania (cpc) czy witryna odsyłająca (referral).

Informacje o tym, jakie jest źródło użytkowników naszej strony internetowej, są bardzo cenne. Wiedza na ten temat i analiza zgromadzonych informacji pozwalają określić efektywność podejmowanych działań reklamowych, znaleźć ich ewentualne słabe punkty oraz odkryć potencjał niezagospodarowanych jeszcze kanałów komunikacji. Choćby z tych powodów niemal każda analiza marketingowa powinna rozpoczynać się od zbadania pochodzenia ruchu. O ile jednak dane przypisywane do źródeł takich jak cpc, referral, social media na ogół nie stanowią problemów i trudności interpretacyjnych, schody zaczynają się, gdy w panelu widzimy rosnące znaczenie ruchu określonego mianem direct. Co kryje się pod tą etykietą?

Dlaczego trzeba zainteresować się ruchem bezpośrednim?

Ruch bezpośredni to w najprostszym ujęciu ruch, który nie może być przypisany do żadnego innego źródła wyróżnianego przez Google Analytics. Proste? I tak i nie. Mówiąc inaczej, z ruchem bezpośrednim mamy do czynienia, gdy sesja nie niesie ze sobą konkretnej informacji o tym, jak dotarła do witryny. W konsekwencji braku tych danych „wpada” do worka zwanego direct. To, co wydaje się powierzchownie proste, ma jednak niebagatelne konsekwencje analityczne.

Brak informacji o pochodzeniu ruchu uniemożliwia dokonanie globalnej i precyzyjnej oceny poprawności prowadzonych przez siebie działań marketingowych. Ponadto ryzyko zakwalifikowania ruchu jako bezpośredniego sprawia, że zakłamywane są inne dane, co może prowadzić do wysnuwania błędnych wniosków o całościowej strukturze wizyt na naszej stronie i w konsekwencji uniemożliwiać np. odpowiednią dywersyfikację wydatków reklamowych. Mówiąc inaczej, jeśli część ruchu, która realnie pochodzi z innych źródeł, zostanie błędnie zakwalifikowana jako direct, zniekształceniu ulegną wszystkie dane, w oparciu o które bardzo często podejmujemy ważne decyzje wizerunkowe bądź biznesowe, np. te dotyczące zwiększenia budżetów reklamowych przeznaczanych na określony kanał komunikacji. Brak wiedzy na temat czynników wpływających na klasyfikację ruchu jako bezpośredniego nie jest więc wyłącznie zaniechaniem analitycznym i teoretycznym, ale bardzo często ma charakter ekonomiczny i zyskuje przełożenie na złe wydatkowanie budżetów reklamowych i w konsekwencji słabe wyniki kampanii.

Wszystko to sprawia, że bez świadomości na ten temat nie możesz poprawnie oceniać swoich działań oraz kosztów ponoszonych na przedsięwzięcia marketingowe i biznesowe. Po przeczytaniu tego artykułu problem ten będzie jednak wyłącznie przeszłością. W dalszej części znajdziesz kilka praktycznych informacji, które pozwolą zrozumieć, jak działa kwalifikacja ruchu bezpośredniego oraz umożliwią ustrzeżenie się przed błędnymi danymi analitycznymi.

Proces klasyfikacji ruchu przez Google Analytics

Pierwszym nieporozumieniem związanym z ruchem bezpośrednim w Google Analytics jest przekonanie wielu początkujących analityków o tym, że jest to ruch niejako utracony, z którym nie sposób nic konstruktywnego zrobić. Tymczasem również on niesie ze sobą pewne dane, które mogą okazać się przydatne. Kluczem do jego zrozumienia okazuje się odpowiednie zorientowanie w przyczynach, które stoją za tym, że część odwiedzin naszej strony internetowej jest klasyfikowana właśnie w ten sposób. W tym celu konieczne jest dokładne zrozumienie ogólnych mechanizmów kwalifikacji źródeł sesji przez Google Analytics. Wiedza z tego zakresu pozwoli uświadomić sobie, w jaki sposób narzędzie przetwarza poszczególne sesje, a poprzez to zyskać informacje na temat optymalizacji ruchu bezpośredniego w swojej witrynie. W zrozumieniu tego procesu pomocna będzie poniższa grafika.

Schemat kwalifikacji ruchu przez Google Analytics. Źródło: https://support.google.com/analytics/answer/6205762?hl=pl

Powyższy schemat prezentuje krok po kroku, w jaki sposób Google Analytics odczytuje i kwalifikuje źródła ruchu. Sesja, która trafia na witrynę, przechodzi pewien proces, podczas którego – w zależności od niesionej informacji – jest odsiewana i raportowana w określony sposób.

Powyższy schemat stanowi zobrazowanie procesu kwalifikacji ruchu trafiającego na stronę internetową z zainstalowanym Google Analytics. Brak informacji o parametrach Google Ads powoduje przejście do kolejnego elementu procesu, itd. Niemożliwość zakwalifikowania sesji do żadnego pojemnika sprawia natomiast, że ruch ostatecznie „ląduje” w przedziale direct. Prawda, że proste?

Direct jest więc ostatnim pojemnikiem, do którego może zostać zakwalifikowany ruch w Google Analytics. Dzieje się to zawsze wtedy, gdy w wyniku braku danych o pochodzeniu sesji, niemożliwe stało się jego „odsianie” i przyporządkowanie innym źródłom na wcześniejszych etapach działania algorytmu. Specjalnie nie omawiam tutaj szczegółowo poszczególnych etapów. Być może będzie stanowić to przedmiot osobnego wpisu, ważne jest, aby teraz zrozumieć główną zasadę, na mocy której sesja odczytywana jest jako bezpośrednia. Podkreślam więc to jeszcze raz – przejście całego procesu i niemożność przypisania mu jakiejkolwiek etykiety na poszczególnych etapach w wyniku braku niezbędnych danych, skutkuje kwalifikacją ruchu jako direct.  

Wiemy już, w jaki sposób Google Analytics klasyfikuje ruch w obrębie naszej witryny internetowej. Zdajemy sobie sprawę również, że powodem tego typu raportowania jest brak danych o pochodzeniu sesji. Ale jaki jest powód ich utraty? Odpowiedź znajdziecie niżej.

Powody ruchu bezpośredniego

Istnieje wiele powodów, dla których ruch w obrębie witryny internetowej może zostać zakwalifikowany jako ruch bezpośredni. Warto zapoznać się choćby z tymi najpowszechniejszymi, aby mieć pełną świadomość tych mechanizmów, a także wiedzieć, jakie działania wdrożyć, aby zmniejszyć jego udział w ostatecznych wynikach raportowych. Poniżej  prezentuję kilka subiektywnie wybranych elementów, które mogą znacząco w tym pomóc.

1. Adres wpisany ręcznie lub pochodzący z zakładki

Rozpocznijmy od rzeczy najbardziej oczywistej. Wyobraźmy sobie sytuację, gdy użytkownik doskonale zna naszą stronę internetową, albo jej nazwa zapadła mu w pamięci do tego stopnia, że adres wpisuje bezpośrednio w wyszukiwarkę, po czym naciska enter. Opisany schemat to najczęstszy i najbardziej podstawowy scenariusz pozyskania ruchu bezpośredniego. Alternatywą tej metody jest również kliknięcie jednej z zakładek, które przechowujemy w naszych przeglądarkach. W takim wypadku ruch również zostanie zakwalifikowany jako bezpośredni.

Dlaczego mówię o tak podstawowych rzeczach? Ponieważ mimo swojej oczywistości, a może właśnie poprzez nią, wiedza tego rodzaju nie jest brana pod uwagę podczas analiz. Warto mieć świadomość tego typu mechanizmów, szczególnie gdy organizujemy duże kampanie w mediach tradycyjnych, mające na celu budowanie świadomości istnienia marki i adresu www. To właśnie w ich przypadku, użytkownicy, którzy nie mogą kliknąć linku, będą wpisywać go w okno przeglądarki, powodując skokowy wzrost ruchu bezpośredniego, który w tym przypadku można z pewnością odczytywać jako sukces prowadzonych działań. Jak widać, nie zawsze stanowi on więc informację bez znaczenia. W pewnych ściśle określonych przypadkach może także nieść sygnały o powodzeniu naszej kampanii.

2. Ruch pochodzący z dark social

Czy jest jeszcze ktoś, kto nie słyszał o dark social? Ostatnimi czasy pojęcie to zrobiło zawrotną karierę. Jak pokazuje doświadczenie, rosnąca popularność i znajomość teoretyczna zagadnienia nie idzie jednak w parze z umiejętnością praktycznej interpretacji ruchu pochodzącego z tej niedostępnej części social media.

Dark social to nic innego, jak zespół metod udostępniania treści w mediach społecznościowych, który wymyka się możliwości bezpośredniego przypisania źródła ruchu. Wyobraźmy sobie, że w sieci znajdujemy interesujący blog czy sklep internetowy, którym chcemy podzielić się ze znajomymi. Co robimy w takiej sytuacji? Adres witryny wysyłamy za pomocą Messengera, Skype lub innych komunikatorów. Fakt, że nie skorzystaliśmy z wewnętrznych narzędzi portali społecznościowych, sprawia, że nie przekazujemy informacji o źródle takiej aktywności, a co za tym idzie, sprawiamy, że sesja kwalifikowana jest jako direct.

Wiemy już, czym jest dark social, w jaki sposób działa oraz że może być powodem kwalifikowania ruchu jako bezpośredniego. Dlaczego jednak warto brać pod uwagę ten czynnik?

O tym, jak doniosłe i znaczące jest to zagadnienie, pokazują dane statystyczne. Według badań nawet 80% udostępnianych treści odbywa się za pomocą prywatnych kanałów komunikacji takich jak email, Messenger itd. Jeżeli uświadomimy sobie również, że od kilku lat więcej osób korzysta z aplikacji do wymiany wiadomości niż z programów do tradycyjnych social mediów, właściwe podejście i analiza ruchu pochodzącego z dark social urasta do rangi jednego z najważniejszych zagadnień stojących przed każdym marketerem.

Popularność aplikacji do komunikacji tekstowej a popularność aplikacji social media. Źródło: The Messaging App Report, Business Insider

Mówiąc inaczej, wzrastająca ilość osób, które treściami dzielą się za pomocą prywatnych kanałów komunikacji, sprawia, że coraz częściej gubią się dane dotyczące pochodzenia ruchu, w związku z czym współczynnik direct wyraźnie wzrasta. Ogłoszone niedawno przymiarki Facebooka do szyfrowania komunikacji w Messengerze na wzór WhatsApp i coraz większe przywiązywanie wagi do bezpieczeństwa i anonimowości w sieci, z pewnością jedynie pogłębią ten problem i zwiększą znaczenie dark social w generowaniu ruchu bezpośredniego.

Jak ta wiedza pozwala jednak zminimalizować przekłamania ruchu tego typu? Oczekujących prostych rozwiązań muszę zmartwić. Póki co nie istnieją proste narzędzia i odpowiedzi, które umożliwią właściwą klasyfikację tego rodzaju sesji. Z „problemem” można poradzić sobie jednak kreatywnie. Dobre praktyki w tym względzie zakładają stworzenie wygodnych dla użytkowników i dobrze skonfigurowanych elementów udostępniania poprzez wskazane platformy, dzięki którym zachęcimy ich do przekazywania treści tradycyjnymi mechanizmami. Konieczne będzie także oznaczanie linków parametrami UTM. Konsekwentne podejście tego typu pozwoli odzyskać część informacji ukrytych w czeluściach dark social, a co za tym idzie, zmniejszyć współczynnik ruchu bezpośredniego na rzecz innych, bardziej wymiernych klasyfikacji.

3. Linki umieszczane w dokumentach

Komu z nas – szczególnie tym, którzy chcą dzielić się swoją wiedzą – choć raz w życiu nie przydarzyło się stworzyć ebooka w formie dokumentu pdf czy word. Zaletą obiektów tego typu jest możliwość atrakcyjnego i przejrzystego przedstawienia dużej ilości informacji i sposobność kreowania profesjonalnego wizerunku marki. Treści tego rodzaju mają jednak również zasadniczy minus, szczególnie istotny w kontekście rozważanej tu kwestii.

Okazuje się bowiem, że linki w tego typu plikach, które tak chętnie w nich umieszczamy, nie przekazują informacji o źródle sesji, a co za tym idzie, ruch z nich pochodzący klasyfikowany jest jako bezpośredni. Oczywiście najprostszym sposobem jest zrezygnowanie z tego typu contentu i skupienie się na zamieszczaniu treści w obrębie stron www. Mam jednak świadomość, że nie zawsze jest to możliwe. Raporty, ebooki, infografiki świetnie się prezentują i coraz częściej są wykorzystywane przez profesjonalnych graczy. Nie można przecież pozostać w tyle.

Jeśli więc decydujesz się na publikację tego typu dokumentów, pamiętaj, aby zawarte w nich odnośniki zawsze oznaczać odpowiednimi parametrami UTM. Pamiętaj również, że pliki tego rodzaju są długowieczne, a ich popularność może znacząco przekraczać żywotność i konwersję innych typów, bardziej efemerycznych kampanii. Odpowiednie tagowanie pozwoli mierzyć ich sukces w długiej perspektywie.

Ważne! Warto także pamiętać o konsekwencji. Jednolitą strukturę oznaczeń należy stosować we wszystkich działaniach, aby nie narażać się na ryzyko przekłamań i nieprecyzyjnych danych.

Swoje linki możesz łatwo oznaczać za pomocą wygodnych narzędzi online, np.. https://ga-dev-tools.appspot.com/campaign-url-builder/

4. http/https

Https to nic innego, jak szyfrowana wersja protokołu http, która wpływa na bezpieczeństwo przesyłanych danych. Zwiększenie bezpieczeństwa użytkowników witryny to jednak nie jedyny wpływ osiągany po wdrożeniu certyfikatu, https ma także przełożenie na ostateczną pozycję witryny w wynikach wyszukiwania Google, jak i na… kwalifikację ruchu w Google Analytics.

Jak to działa w praktyce? Gdy użytkownik zabezpieczonej strony internetowej podąża na stronę niezabezpieczoną, dane odsyłające nie są przekazywane, w konsekwencji czego źródło sesji kwalifikowane jest jako direct. Mechanizm tego rodzaju ma bezpośredni związek z bezpieczeństwem protokołu i nie jest obecny w przypadku przepływów innego rodzaju, http do http, https do https czy http do https.

Wiedza na ten temat ma kolosalne znaczenie w przypadku budowania umiejętności odpowiedniej interpretacji ruchu bezpośredniego oraz jego optymalizacji. Pozwala bowiem wskazać jeden z możliwych powodów jego wzrostu oraz umożliwia przeciwdziałanie tego typu zjawiskom. Jeśli więc w obrębie własnej witryny obserwujemy nagły i znaczący skoku ruchu bezpośredniego, a jednocześnie nie posiadamy certyfikatu, warto chociażby sprawdzić, czy jedno z głównych odesłań do naszej strony nie przeniosło się na https, powodując „zagubienie” danych. W razie zaistnienia takiego przypadku, należy poważnie rozważyć migrację witryny do https i zaktualizowanie wszystkich linków zwrotnych tak, aby na nowo uzyskać wszystkie niezbędne dane do poprawnej klasyfikacji ruchu.

Należy także pamiętać, że kij ma zawsze dwa końce. Jeśli to Twoja zabezpieczona witryna stanowi główne źródło odesłań dla innej strony, która nie jest zabezpieczona certyfikatem, jej dane będą również błędne. Poniżej dla jasności zamieszczam jeszcze raz listę wszystkich możliwych odesłań wraz z podziałem na te zagrażające przekłamaniami w Google Analytics i te, które nie stanowią takiego zagrożenia:

Dane nie są przekazywane: https do http

Dane są przekazywane: http do http, https do https, http do https.

5. Skrócone linki

Bit.ly, ow.ly, itd. – któż z nas ich nie zna? Narzędzia skracające linki pozwalają w wygodny sposób pozbyć się problemu zbyt długich odsyłaczy i sprawić, że te będą prezentować się zawsze estetycznie. Choćby z tych dwóch powodów miliony internautów, także tych zajmujących się profesjonalnie marketingiem, przyzwyczaiło się do ich niemal codziennego użycia. Tymczasem okazuje się, że nieraz bezmyślne, skracanie linków może prowadzić do negatywnych konsekwencji w postaci zakłamywania danych otrzymywanych w Google Analytics.

Dlaczego tak się dzieje? Już tłumaczę. Podczas przekierowania skróconego adresu na właściwy, często tracone są dane o źródle takiego ruchu, w konsekwencji czego sesja zostaje rozpoznana jako bezpośrednia. Jak z tym walczyć? Bardzo prosto. Unikać skracania lub oznaczać swoje linki parametrami UTM, dzięki czemu Google Analytics nie będzie musiał polegać na danych z przeglądarki czy aplikacji.

Po co to wszystko?

Jeżeli dotarłeś(aś) do tego miejsca, gratuluję. Teraz nie będziesz mieć już problemu z poprawną interpretacją ruchu bezpośredniego. Wiesz także, jak przeciwdziałać jego nadmiernemu zwiększaniu się kosztem innych, bardziej miarodajnych źródeł.

Zanim jednak rozpoczniesz analizę sesji na swojej stronie internetowej, pamiętaj, że opisane wyżej powody kwalifikacji ruchu bezpośredniego są jedynie moim subiektywnym wyborem i nie wyczerpują listy wszystkich możliwych. Mam nadzieję, że wybrane elementy pomogą Ci jednak zorientować się w ogólnej zasadzie kwalifikacji ruchu przez Google Anatytics, a tym samym wskażą kierunki myślenia, które będą sprzyjać wnikliwszej analizie sesji na Twojej stronie internetowej. Zachęcam Cię również do samodzielnych poszukiwań. Im więcej wiedzy, tym lepiej. Zanim jednak zrobisz pierwszy krok i zaczniesz analizować swoją witrynę, mam dla Ciebie kilka wniosków, które zbierają najważniejsze informacje zawarte w tym tekście i które – mam nadzieję – pomogą Ci je wykorzystać w praktyce. Możesz potraktować je jako swojego rodzaju checklistę, dzięki której szybko zorientujesz się w specyfice struktury swojego ruchu bezpośredniego.

Wnioski i checklista

  1. Po pierwsze taguj!

Pierwszym krokiem, który powinieneś zrobić, aby przeciwdziałać zagubieniu danych o pochodzeniu ruchu i tym samym kwalifikowaniu go jako bezpośredni jest tagowanie linków. Zawsze oznaczaj je odpowiednimi UTM-ami, dzięki czemu struktura sesji będzie dobrze widoczna. Pamiętaj, aby robić to regularnie i według ściśle przyjętych zasad. Konsekwencja ponad wszystko.

  1. Zwróć uwagę na certyfikat

Jeśli Twoja strona nie jest zabezpieczona protokołem szyfrowanym https, zwróć uwagę, czy strony, które stanowią główne odesłanie do Twojej witryny, posiadają go. Jeśli odpowiedź będzie twierdząca, dane o pochodzeniu sesji będą gubione. Jeśli natomiast to Ty zdecydowałeś się wdrożyć certyfikat, pamiętaj o aktualizacji linków.

  1. Analizuj całościowo

Jeśli prowadzisz akcje marketingowe, które mają na celu zbudowanie świadomości Twojej marki w mediach tradycyjnych lub adres swojej witryny umieszczasz na swoich produktach, pamiętaj, że współczynnik ruchu bezpośredniego będzie z czasem rósł. Myśl całościowo i miej świadomość podejmowanych działań i ich konsekwencji. Konkretne działania offline wiąż z wynikami ruchu bezpośredniego pochodzącymi z wrastającej świadomości swoich klientów.

  1. Bądź social ninja

Działasz w social media? Świetnie. Pamiętaj jednak, że większość ruchu w obrębie tego medium odbywa się poza oficjalnymi narzędziami udostępniania. To tzw. dark social. Miej tego świadomość i analizuj wzrosty ruchu bezpośredniego w kontekście akcji podejmowanych w mediach społecznościowych. Staraj się również przejmować inicjatywę i na każdym kroku zapewniaj swoim użytkownikom intuicyjne przyciski umożliwiające dzielenie się oferowanymi przez Ciebie treściami. Pamiętaj także o oznaczaniu linków.

  1. Wyeliminuj błędy techniczne

Działanie zacznij od wyeliminowania błędów technicznych. Przeprowadź audyt poprawności wdrożenia kodu Google Analytics. Jeśli nie czujesz się pewnie w tego rodzaju działaniach, zleć to profesjonaliście. Pewność odpowiedniego wdrożenia kodu pozwoli wyeliminować błędne wnioski.

  1. Patrz całościowo

Nie bój się analizować i stawiać odważnych pytań. Na ruch bezpośredni patrz zawsze w kontekście innych podejmowanych działań i próbuj powiązać jego nagłe zwiększenie z realizowanymi kampaniami. Teraz wiesz już, jak go interpretować.

  1. Nie panikuj!

Jednym z największych nieporozumień jest traktowanie ruchu bezpośredniego, jako informacji straconej. Tymczasem jest to jedynie prawda połowiczna. Gdy weźmiemy pod uwagę wszystkie wyżej zawarte tezy, twierdzenie tego rodzaju może okazać się dużym błędem. Ruch bezpośredni to w praktyce często najbardziej lojalni użytkownicy naszych serwisów, a także potencjalni ambasadorzy naszych biznesów. Wystarczy umieć poprawnie zinterpretować ich działania. Choćby z tego powodu warto dokładnie mu się przyjrzeć.

To już wszystko. Jeśli masz opinię na temat tego artykułu, w czymś Ci pomógł, masz ciekawe case study, podziel się w komentarzu. 

PS. Google Analytics podobnie jak wielu marketerów nie lubi ruchu bezpośredniego i walczy z nim swoimi sposobami. Świadczy choćby o tym predefiniowany mechanizm pierwszeństwa innych kwalifikacji. Jednym słowem, jeśli użytkownik trafi na stronę internetową z reklamy, a następnie wejdzie na nią bezpośrednio, wizyta nie zostanie nadpisana i nie trafi do „pojemnika” direct. Źródło direct nie nadpisuje innych.Wróć

Kampania AdWords + Pozycjonowanie = usługa MIX, czyli jak odnieść sukces w wyszukiwarce nie tracąc fortuny

Reklama AdWords i pozycjonowanie to obecnie podstawy skutecznego prowadzenia firmy i kreowania jej wizerunku w Internecie. Ich skuteczność jest zadziwiająca, pod warunkiem, że są one dobrze wykonane. Jak zatem efektywnie prowadzić kampanię AdWords i działania pozycjonujące nie tracąc przy tym fortuny? Odpowiedź znajdziesz w poniższym tekście.

Na początek warto wyjaśnić sobie czym właściwie jest reklama AdWords oraz pozycjonowanie. Bez tego ciężko będzie zrozumieć istotę i cel obu tych usług.

  • AdWords to w dużym skrócie reklama w wyszukiwarce Google. Materiały reklamowe pojawiają się w górnej części oraz po prawej stronie wyników wyszukiwania i na stronach partnerskich Google. Zaletą AdWords jest fakt, że reklama wyświetla się wtedy, gdy dana osoba czegoś szuka. Dzięki temu dociera do grupy ściśle zainteresowanej Twoimi usługami.
  • Pozycjonowanie to szereg działań mających na celu sprawienie, że Twoja firmowa strona WWW będzie jak najwyżej w wynikach wyszukiwania Google. Dzięki temu wielokrotnie powiększy się szansa na to, że potencjalny klient wejdzie akurat na Twoją witrynę.

Jeżeli masz już świadomość tego, czym są AdWords i pozycjonowanie, czas zastanowić się jak połączyć te dwie usługi i sprawić by działały na Twoją korzyść, jednocześnie nie rujnując budżetu? To bardzo proste. Wystarczy, że skorzystasz z naszej usługi MIX.

Dlaczego warto?

W ramach usługi otrzymasz profesjonalnie wykonaną kampanię AdWords oraz pozycjonowanie firmowej strony WWW. Specjalnie na potrzeby tej oferty przygotowaliśmy również wygodny system rozliczeń. Ustalimy miesięczny budżet obejmujący pozycjonowanie konkretnych fraz tekstowych oraz zarządzanie kampanią AdWords, który w każdej chwili będziesz mógł kontrolować. Pieniądze przelejesz bezpośrednio na swoje konto Google lub przekażesz je nam, abyśmy zarządzali kapitałem reklamowym, który zdecydujesz się przeznaczyć na promocję swojej firmy. Dodatkową zaletą oferty MIX jest fakt, że połączenie usługi pozycjonowania oraz stworzenia kampanii AdWords jest tańsze, niż gdybyś zdecydował się na każdą z tych usług osobno. Krótko mówiąc: W pakiecie taniej!

Jeżeli więc szukasz sposobu na efektywną i efektowną reklamę firmy w Internecie, która nie nadwyręży Twojego portfela, to znaczy, że nasza oferta MIX jest czymś idealnym dla Ciebie. Zadbamy o wysoką pozycję Twojej strony oraz przeprowadzimy skuteczną kampanię AdWords. Wszystko za jednym razem bez podpisywania kilku umów i ze stałą kontrolą budżetu, który przeznaczysz na reklamę. Sprawdź nas i przekonaj się jak wiele mamy Ci do zaoferowania!

Rodzaje reklam w sieci wyszukiwania

Istnieje wiele możliwośći reklamy w internecie. Najczęstsze rodzaje reklam internetowych to pozycjowniae lub kampanie w Google Ads. Narzędzie Google AdWords (od 24.07.2018 r. Google Ads) udostępnia różne metody reklamowania firmy, jej produktów i usług. Jedną z nich jest reklama w sieci wyszukiwania. Umożliwia ona wyświetlanie reklam w wynikach wyszukiwania w wyszukiwarce Google oraz w witrynach partnerów Google – czyli setkach innych witryn posiadających własne wyszukiwarki. Koszt tych reklam jest rozliczany w modelu „za kliknięcie”. Budżet na reklamy można uprzednio wpłacić na konto i korzystać z niego do wyczerpania lub połączyć swoją kartę kredytową z kontem AdWords i płacić jedynie za wydany budżet, w miesięcznym okresie rozliczeniowym. Do wyświetlania reklam można również użyć środków z kuponów AdWords. Są one formą zachęty dla nowych reklamodawców, przyznawanymi za osiągnięcie wymaganego pułapu wydatków na koncie w odpowiednim czasie.

Istnieją różne sposoby reklamowania w sieci wyszukiwania:

Reklamy tekstowe (linki sponsorowane)

Najczęściej spotykany rodzaj reklamy w sieci wyszukiwania. Pojawia się powyżej i poniżej organicznych (bezpłatnych) wyników wyszukiwania, oznaczona jest polem z napisem „Reklama”. Przydają się one firmom, chcącym dostarczyć klientowi wyszukiwaną przez niego w danym momencie usługę, produkt lub podać informację, której szuka. Reklamy te w założeniu mają odpowiadać na potrzeby użytkownika wpisującego daną frazę w wyszukiwarce i podawać mu gotowe rozwiązania. Kluczem w korzystaniu z tych reklam jest zachęcenie osoby, potencjalnie zainteresowanej oferowanymi przez nas produktami lub usługami, do kliknięcia w naszą reklamę i przejście do reklamowanej przez nas witryny. Do tych reklam mogą zostać dołączone rozszerzenia, co dodatkowo zwiększa powierzchnię wyświetlanej reklamy.

Dynamiczne reklamy w wyszukiwarce

Odmiana reklamy tekstowej. Dzięki temu rodzajowi reklam, system automatycznie wypełnia nagłówki reklam wyszukiwaną frazą, która ściśle określa produkt dostępny na twojej stronie i automatycznie wybiera stronę docelową z danej witryny, która najlepiej odpowiada zapytaniu. Tego rodzaju działania są pomocne w przypadku rozbudowanych witryn i sklepów internetowych. Dynamiczna reklama wpływa na zminimalizowanie ilości utraconych potencjalnych klientów, które mogłoby wynikać z niedopasowania nagłówków do wyszukiwanego hasła. Nie zaleca się stosowania tego rozwiązania w przypadku dynamicznie zmieniających się stron. Reklamy tego typu wyglądają, jak zwykłe rozszerzone reklamy tekstowe.

Reklamy „tylko połączenie”

Reklama ta wyświetla się jedynie na urządzeniach mobilnych. Po kliknięciu w nią nawiązywane jest połączenie z numerem podanym w reklamie. W reklamie tej umieszczona jest nazwa firmy, numer telefonu, dwie linie tekstu, docelowy URL (adres strony internetowej). Możliwe jest wykorzystanie do tego celu tych samych numerów, które zostały umieszczone w rozszerzeniach połączeń dla zwykłych reklam tekstowych. Z tą reklamą można wyświetlać rozszerzenia lokalizacji, informacji w witrynie i objaśnień. Przydaje się ona najbardziej w przypadku działalności, które oferują natychmiastowe wykonanie potrzebnej usługi. Może być to np. pomoc drogowa, serwis dostarczający jedzenie, firma transportowa lub oferująca usługi hydrauliczne.

Remarketing w sieci wyszukiwania (RLSA)

W przypadku zbierania list użytkowników odwiedzających naszą witrynę, możemy skierować do nich bardziej sprecyzowany przekaz, posiadając wiedzę na temat tego, jakie wykonali oni działania na naszych stronach (np. dodanie produktu do koszyka bez finalizacji zakupu), skąd się tam pojawili lub które z wyznaczonych celów zostały przez nich zrealizowane podczas wizyty na naszych stronach (np. zapis na newsletter, kontakt przez formularz). Dla tych grup można również dostosować stawki kliknięcia, jeśli wydają się oni być bardziej wartościowymi odbiorcami. Jak w przypadku reklam dynamicznych, te również wyglądają, jak zwykła reklama tekstowa.
 

Reklamy produktowe

Korzystając z tego rozwiązania możemy z poziomu wyszukiwarki zaprezentować potencjalnym klientom produkty odpowiadające wpisanym zapytaniom, pokazując zdjęcie produktu, jego nazwę, cenę i nazwę firmy, która go oferuje. Jeśli jest to możliwe, system wyświetli również średnią ocen produktu i ich ogólną ilość. Ten rodzaj reklamy pozwala w prosty sposób zwiększyć sprzedaż w sklepie internetowym, ponieważ po kliknięciu w reklamowany produkt jesteśmy przenoszeni na podstronę z tym produktem, co zazwyczaj mocno skraca ścieżkę zakupową. Dzięki temu mniejsza ilość potencjalnych klientów zrezygnuje z procesu zakupu przed jego finalizacją.

Uniwersalne kampanie promujące aplikacje

Typ reklamy używany w różnych miejscach w sieci Google, gdzie możliwe jest wyświetlenie reklamy – między innymi właśnie w wyszukiwarce. Aby skorzystać z tego modelu kampanii, wystarczy podać systemowi wszystkie niezbędne informacje na temat aplikacji, a on zajmie się resztą. Można ustalić jeden z dwóch dostępnych celów, które chcemy osiągnąć za pomocą tych kampanii:
– Pozyskanie większej liczby instalacji
– Zwiększenie zaangażowania użytkowników w aplikacji

Reguły automatyczne AdWords

Łatwiejsza obsługa kampanii Google AdWords!

Jest to narzędzie ułatwiające zarządzanie kontami w systemie AdWords, służące do usprawnienia i, jak sama nazwa wskazuje, po części również zautomatyzowania pracy nad kontami reklamodawców. System, biorąc pod uwagę zaimplementowane mu wytyczne, może samodzielnie zmieniać ustawienia kampanii, dostosowując się np. do obecnej sytuacji budżetowej, pory dnia, czy pozycji reklamy. Może być użyty również aby wysyłać powiadomienia na adres e-mail w sytuacji, gdy zajdą warunki określone w regule. Działania te pozwalają zaoszczędzić czas przeznaczany wcześniej na monitorowanie kampanii i ręczne wprowadzanie cyklicznie powtarzających się zmian.

Jak zwykle – na pierwszy rzut oka – wszystko wydaje się być bezproblemowe. Nie daj się jednak zwieść! Ustalenie reguł automatycznych nie zwolni Cię całkowicie z obowiązku samodzielnego kontrolowania dystrybucji reklam, a jedynie zminimalizuje czas potrzebny do wykonania powtarzalnych działań.

Tak czy inaczej, wraz ze wzrostem świadomości użytkownika na temat działań dotyczących zarządzania i optymalizacji posiadanych kont, można samemu dojść do wniosku, że żmudne działania które wykonujemy regularnie – za każdym razem wprowadzając te same zmiany – dobrze byłoby poddać automatyzacji. Pozwoli to zaoszczędzić czas i przeznaczyć go na działania, które wymagają od dystrybutora reklam dużo więcej zaangażowania oraz kreatywnego myślenia.

Tyle teorii – teraz czas na bardziej praktyczne i obrazowe przedstawienie opisanych wcześniej metod usprawniających zarządzanie kontami reklamodawców.

Jak stworzyć regułę automatyczną?

Tworzenie reguł może być zastosowane na wielu poziomach: kampanii, grupy reklam, słowa kluczowego oraz na poziomie reklamy.

Naszym dzisiejszym celem będzie ustalenie takiej reguły, aby – w przypadku zbyt niskiego współczynnika kliknięć (CTR) – wyświetlanie kampanii zostało wstrzymane.

Jak widać na załączonym obrazku – jedna z kampanii ma zdecydowanie niższy współczynnik kliknięć (CTR) niż druga. W związku z tym chcemy podjąć działania związane z optymalizacją wydatków oraz skutecznością reklam. Próg, przy którym chcemy zaprzestać wyświetlania reklam to 2%.

Aby tego dokonać, musimy zaznaczyć kampanię (lub wiele z nich), dla której mamy zamiar ustalić regułę automatyczną jak na poniższym widoku, a następnie kliknąć przycisk „Edytuj”.

Po kliknięciu rozwinie się lista opcji edycji, z których należy wybrać „Tworzenie reguły automatycznej”.

Następnie pojawi się panel, w którym widoczne są różne możliwości ustawienia reguły. Pierwsza rzecz wymagająca określenia, to wybranie rodzaju działania, który ma zostać zastosowany – jak na zrzucie ekranu poniżej. Bez tego nie pojawią się inne opcje. Nas interesuje opcja „Wstrzymaj kampanie”.

Gdy to zrobimy, musimy zaznaczyć dla których kampanii chcemy ustalić daną regułę. Wstępnie jest ona zadeklarowana dla kampanii, które zaznaczyliśmy na początku procesu.

Kolejnym krokiem jest ustalenie tego, co ma wywoływać naszą regułę. Dostępny jest szereg opcji do wyboru z listy rozwijającej się po kliknięciu na napis „Dodaj”. Na potrzeby naszego przykładu wybrany został CTR niższy niż 2%.

 Ostatnim działaniem, które należy wykonać, jest ustalenie tego, kiedy nasza reguła powinna zadziałać. Ważne jest również z jakich danych ma skorzystać nasze narzędzie, aby określić czy podane wcześniej warunki zostały spełnione. W naszym przypadku chcemy, aby było to weryfikowane z początkiem tygodnia.
Istotnym jest to, z jakiego przedziału czasu chcemy użyć danych, pozwalających określić, czy podane wcześniej warunki zostały spełnione i dostosowanie tego do częstotliwości wykonywania się reguły. „Częstotliwość” określa jak często system sprawdza czy warunki do zastosowania zdefiniowanej reguły zostały spełnione.” W przypadku elementu „korzysta z danych z:” ustalamy jaki zakres danych zostanie wykorzystany do ustalenia czy reguła powinna zostać zastosowana. Jeśli te dwa warunki nie zostaną odpowiednio dopasowane względem siebie, może dojść do sytuacji, w której ustalona reguła nie zadziała w momencie, w którym tego oczekujemy, bądź w nieodpowiedni sposób. Przykładowo, w sytuacji, gdy ustaliliśmy sprawdzanie stanu kampanii, jak w naszym przypadku – na początku każdego tygodnia – sytuacja do tego czasu nie będzie przez automat kontrolowana. Zrobi to dopiero w następnym zdefiniowanym terminie, czyli na początku następnego tygodnia, nawet jeśli w międzyczasie dojdzie do sytuacji spełniającej nasze warunki.
Ustalamy w tym miejscu również opcję wysyłania e-maila z powiadomieniem. W naszym przykładzie użyjemy opcji wysłania powiadomienia w przypadku zastosowania naszej reguły. Chcemy wiedzieć, kiedy kampania przestanie być wystarczająco angażująca dla potencjalnego klienta, aby móc zaingerować w takim przypadku i zoptymalizować kampanię – co jest możliwe dzięki mailowi z informacją w przypadku zastosowania naszego narzędzia „Tworzenie reguł automatycznych”. Jeśli chcemy, możemy również nazwać swoją nowo stworzoną regułę.

Jedyne co teraz należy zrobić, to kliknąć przycisk „zapisz regułę”. Od tej pory reguła automatyczna będzie wykonywała określone działania za nas.

Przedstawione dziś narzędzie pomaga w zarządzaniu kontami w systemie AdWords umożliwiając zaoszczędzenie czasu. Korzystanie z jego funkcji jest niezwykle pomocne, jednak za każdym razem przy ustalaniu reguł musisz zachować ostrożność, aby nie zdefiniować działań, które potencjalnie są pomocne, jednak w efekcie złego dostosowania mogą okazać się szkodliwe, a odwrócenie lub zniwelowanie negatywnych efektów już podjętych działań w większości przypadków nie będzie możliwe.

Pamiętaj, że reguła użyta tutaj jest tylko przykładem. Za jej pomocą można ustawić wiele przydatnych działań które wykonają część pracy za ciebie i zwolnią w dużej części z monitorowania stanu kampanii.

Reguły automatyczne mogą wywołać działania takie jak:

  • Wstrzymanie kampanii
  • Włączenie kampanii
  • Wysłanie e-maila
  • Zmiana budżetów
     

Do sprawdzenia czy określone wymagania zostały spełnione, aby reguła mogła zadziałać, reguły automatyczne mogą korzystać z danych na temat takich elementów jak między innymi kampanie, grupy reklam, statystyki poszczególnych elementów, lub zmiany dokonane w różnych ustawieniach.

Dzięki temu, możliwości są bardzo szerokie i można bez problemu zdefiniować pożądaną reakcję na ustalone przez nas wydarzenia. Trudno jest jednak jakkolwiek oszacować czas zaoszczędzony. Najwięcej w tej kwestii zależy od samej osoby, obsługiwanych kont i tego, przy jakich czynnościach stosowane są reguły automatyczne.

Uwaga!

Reguły te zostały ustawione za pomocą nowego panelu AdWords. Jeśli korzystałeś wcześniej z tego narzędzia w starej wersji, to reguły automatycznie przeniesione zostały do nowego panelu. Google jednak ostrzega:

Reguły korzystające z kolumn lub wartości kolumn, które nie są obsługiwane w nowej wersji, przestaną działać i zostaną oznaczone jako nieprawidłowe. Niestandardowe kolumny zdefiniowane przez użytkownika, które odwołują się do wycofanych kolumn, nie będą obsługiwane w nowej wersji AdWords. Reguły, które używają niestandardowych kolumn w swoich kryteriach, będą również oznaczane jako nieprawidłowe.

Źródło: https://support.google.com/adwords/answer/9006328

Dobór słów kluczowych pod SEO i Adwords

Jednym z kluczowych elementów w przypadku pozycjonowania strony WWW jest nieustanne dbanie o to, by na bieżąco publikowana na nich treść była faktycznie wartościowa, a także zawierała odpowiednią liczbę tzw. słów kluczowych. Słowa kluczowe to bezpośrednio nawiązujące do tematyki witryny frazy, po których wpisaniu w wyszukiwarce, użytkownik powinien odnaleźć w wynikach naszą stronę WWW. Dobór słów kluczowych jest bardzo ważny zarówno dla działań pozycjonerskich (SEO), jak i dla osiągania profitów związanych z korzystaniem z systemu reklamowego Google Adwords. W jaki sposób dobierać kluczowe frazy tak, by przynosiły wymierne korzyści dla rozwoju firmy? 

Przeprowadzając tzw. keywords research (ang. dobór słów kluczowych), musimy zwrócić uwagę na wiele czynników. Przede wszystkim warto pamiętać o tym, by jako fraz kluczowych nie stosować pojedynczych słów. Do rzeczownika zawsze powinno się dodawać określający go przymiotnik. Należy także wystrzegać się używania fraz złożonych z wielu przymiotników oraz fraz nieprawidłowych pod względem składni, ponieważ  Internauci zamiast np. „chleby piece” zwykle wpisują frazę „piece chlebowe”, wyszukując informacji na wspomniany temat.

Przy selekcjonowaniu kluczowych fraz w pierwszej kolejności warto jest spojrzeć z dystansu na swój biznes i świadczone usługi. Należy dokładnie zapoznać się z aktualną zawartością strony www firmy, jeszcze raz sprawdzić, co oferujemy i przede wszystkim zastanowić się, jakich wyrażeń sami użylibyśmy (będąc potencjalnym klientem), by odnaleźć produkty lub usługi oferowane przez naszą firmę. Dobór odpowiednich słów kluczowych może ułatwić nam również aplikacja UberSuggest. Pamiętajmy, że odbiorcy naszych usług nie muszą operować fachową terminologią, słowami kluczowymi powinny być pojęcia powszechnie rozumiane. Oprócz fraz bezpośrednio odnoszących się do naszych usług, np. „bluzy zimowe”, możemy skorzystać ze sformułowań ogólnych, np. „polscy producenci bluz”, by trafić do dużych klientów.

Dobór słów kluczowych – UberSuggest

Wymyślając frazy, na które będzie się pozycjonować nasza witryna, możemy posiłkować się danymi o słowach kluczowych, po których wyszukiwane są strony WWW naszych konkurentów. W tym celu warto skorzystać z narzędzia SEMstorm. Po otwarciu zakładki „Wyniki naturalne/Konkurenci” wyświetlą się nam adresy domen, które pozycjonują się w wyszukiwarce na te same słowa kluczowe, co my.

Warto też zadbać o to, by wśród naszych słów kluczowych, znalazły się frazy zawierające nazwy miast czy dzielnic, w których działamy. Pomoże nam to bardziej precyzyjnie pozycjonować usługi i trafić do lokalnych klientów.

Dobierając frazy kluczowe, powinniśmy uwzględnić także stopniowanie fraz. Wyrażenia wpisywane przez internautów w wyszukiwarkę różnią się w zależności od tego, na jakim etapie szukania informacji o produkcie się oni znajdują. Dobrym tutaj przykładem będą telewizory. Na początku poszukiwania urządzenia zazwyczaj wpisują oni w Google zapytania typu „Jaki telewizor wybrać?”, w dalszej kolejności szukają bardziej szczegółowych fraz („Telewizor Sony”), a na końcu używają fraz z tzw. długiego ogona („Telewizor Sony ZD9”), często dodając frazy Direct Answer, czyli pytania, np. „Czy telewizor ZD9 nie psuje się?”. W wymyślaniu tych ostatnich, pomoże będzie narzędzie Answer The Public.

Gdy brakuje nam już pomysłów na słowa, z już wymyślonych fraz kluczowych możemy stworzyć kolejne, modyfikując istniejące przez dodawanie do nich przymiotników czy stosowanie odmian fleksyjnych.

W wymyśleniu kolejnych słów kluczowych mogą nam pomóc także narzędzia Google Keywords Planner i keywordtool.io. Pierwsza z tych aplikacji wyświetla nam alternatywne frazy kluczowe, po wpisaniu tych, które już wymyśliliśmy  oraz adresu URL naszej witryny. Drugie z podanych narzędzi, wyszukując frazy kluczowe, opiera się na najczęściej wyszukiwanych za pomocą Google wyrażeniach.

Reklama w Google kluczem do sukcesu Twojej firmy

Jeżeli nie ma Cię w Google, to nie istniejesz: to powiedzenie stało się już truizmem. Nikt chyba nie ma już wątpliwości, że brak obecności firmy w Internecie, a więc także w najpopularniejszej wyszukiwarce, stanowi poważne uchybienie. Jeżeli ciągle zastanawiasz się, czy warto promować swoją firmę w Google, pomyśl o tym, że z tej wyszukiwarki korzysta aż 97 % wszystkich użytkowników Internetu, aktywnie szukając usług i produktów, które zamierzają kupić. W związku z tym Twojej firmy naprawdę nie stać na to, aby nie reklamować się w Google.

Kampania AdWords w Google.pl: precyzyjne kierowanie na słowa kluczowe

Reklama w Google to obecnie jeden z najskuteczniejszych sposobów dotarcia do nowych klientów. Linki sponsorowane Google AdWords pojawiają się w postaci podpowiedzi stron, na których internauta może znaleźć  szukane przez siebie produkty. Każdy link posiada swój adres URL, nagłówek oraz opis, opcjonalnie także rozszerzenia w postaci numeru telefonu lub adresu. Jedną z najważniejszych zalet reklamy w Google jest możliwość niezwykle precyzyjnego dopasowania na słowa kluczowe, dzięki czemu możemy z dużą dokładnością określić, dla jakich fraz kluczowych chcemy wyświetlać linki sponsorowane.

Dopasowanie słów kluczowych pozwala dotrzeć bezpośrednio do klientów, którzy szukają konkretnych produktów, które mamy w swojej ofercie, a jednocześnie uniknąć kosztów reklamowania strony www osobom, które są zainteresowane towarami niedostępnymi w ofercie. Przykładem może być zastosowanie frazy „buty sportowe Nike” zamiast bardziej ogólnego sformułowania „buty sportowe”, dzięki któremu docieralibyśmy także do osób, które szukają butów sportowych, ale innych producentów, których nie sprzedajemy. Dopasowanie reklamy Google na stronie to klucz do sukcesu, dzięki któremu linki sponsorowane są wyświetlane tylko wąskiemu gronu odbiorców, którzy z dużym prawdopodobieństwem są zainteresowani dokonaniem zakupu.

Reklama Google: cennik i optymalizacja kosztów

Reklama w Gogole AdWords jest skuteczna, a dzięki możliwości precyzyjnego planowana budżetu kampanii, wcale nie musi być droga. Google zdaje sobie sprawę z tego, że dla firm jedyna wartościowa reklama to taka, która przynosi wymierne efekty, więc opłaty są naliczane nie za wyświetlanie linków sponsorowanych, ale za realne kliknięcia. Dodatkową korzyścią jest możliwość ustalenia, za jaką maksymalną cenę chcemy kupić pojedyncze kliknięcie.

Jeżeli aktualny kosz kliknięcia przewyższy zadeklarowaną kwotę, np. ze względu na zbyt dużą konkurencję na daną frazę, nasza reklama Google Adwords  się nie wyświetli i nie poniesiemy żadnych kosztów. Co więcej, mamy możliwość określenia różnych stawek CPC (cost per click) dla różnych grup słów kluczowych. W praktyce oznacza to, że każda firma może zdefiniować, które słowa kluczowe są dla niej bardziej wartościowe i jest w stanie zapłacić za nie więcej, np. frazy powiązane z produktami i usługami, na których marża jest najwyższa. Pozostałe słowa kluczowe mogą mieć niższą stawkę, dzięki czemu w kampanii AdWords cena jest dostosowana do możliwości klienta i skrojona na miarę jego działalności.

Reklama w Google jest obecnie uważana za jedną z najskuteczniejszych form promocji on-line. Głównie ze względu na możliwość optymalizowania budżetu, precyzyjnego dopasowana treści reklam oraz zasad ich wyświetlania  do charakterystyki grupy docelowej, a także jasne zasady raportowania, w jaki sposób realizowane są wydatki w ramach systemu AdWords. Zalety promocji w Google sprawiają, że coraz więcej firm decyduje się pozyskiwać nowych klientów właśnie za jej pomocą.